sprawny wet, że taką króliczą wiercipiętę ogarnął..
U nas lepiej - Polusia nam się naprawiła.
Miaukoli o jedzenie, chociaż jeszcze apetyt ma
taki se, co swoją szosą, na złe na pewno jej nie wyjdzie, temu kotku tłustawemu ;P
chodzi za mną po domu, przymila się, wskakuje, gdzie zazwyczaj wskakiwała, a teraz właśnie ugniata owczą skórę w zajmowanym aktualnie koszu.
Znakiem tego, dramat zażegnany.
Niebawem zrobimy podejście nr dwa, ale bez narkozy, dziękuję uprzejmie.
A tymczasem wybrałam się dziś do lasu, celem sprawdzenia, co w trawie i mchu piszczy, i powiem Wam, że nawet cosik popiskuje, owszem:
naskubałam ponad kilo borówek (na rynku stoją po 15 zł za kg), upolowałam garść kurek, maślaków i dwie sowy.
Czyli sezon się zaczyna....
Że zaczyna się też jesień, nie dodam, bo mi strasznie z tym ciężko na sercu: wrzosy zakwitły, ptaki nie śpiewają - poza sporadycznym "dzyń-skwirk-bździęk!" sikorek, pokrekiwaniem czapli, piskaniem "bolidupki", czyli pierwiosnka - cisza w lesie... Słońce inaczej grzeje, wiatr ma inny zapach, liście po cichu się puszczają z gałęzi i to na czerwono...
I miałam niesamowitą przygodę.
Siedzę na mchu i skubię borówki - było ich tyle, że starczyło usiąść i dziubać wokół siebie - na skraju lasu, tuż obok rozległej poręby. I słyszę tupot, a z nim parskanie, prychanie - pomyślałam, że ktoś idzie z psem, tym bardziej, że migają przede mną dwa płowe kształty.
A to była para saren - młody kozioł i koza. Wiatr szedł od nich do mnie, nie wyczuły, a że siedziałam bez ruchu - nie zobaczyły mnie od razu, dopiero jak stanęły o dwa metry może. Koziołek spietrał się bardziej, ominął mnie dzikim podskokami, ale koza, węsząc, podeszła jeszcze bliżej - ciekawość to jednak wielka siła

Nawet mi przez myśl przeszło, że może jest oswojona, ale jednak nie, podeszła parę kroków, powęszyła i obeszła mnie sporym łukiem - dopiero kawałek dalej przeszła w galop, lecz niespecjalnie paniczny, ot, takie tam hop-siup przez krzaczki. Za chwilę było słychać koziołka, jak poszczekuje gdzieś z oddali, i zniknęły oba.
fajne to było, takie bliskie spotkanie trzeciego stopnia
