Witajcie,
w weekend przyjechał do mnie Tata, pierwszy raz od wypadku i tej operacji - czyli praktycznie po pół roku.
Połaziliśmy trochę, Morfik powitał gościa po swojemu.....
rozszczelnił się leciuteńko na kołdrę gościa....
potem na jeden dzień pognałam do Wro, Kefir został i się relaksował a Morfik pojechał po przygody.
W Wro wypuściłam śliczną trójkolorkę na działkę - po sterylce - dzięki Agness78 za złapanie i całą akcję
kicia przesiedziała w wielkiej klacie kilka dni i już bryka na działce, ale patrzy na nas nieufnie.
Została jeszcze jedna taka kotka ocelotka....
Aha - i to nie o te kotkę chodzi - że mamy PANNĘ - panna to starowinka Marchwacz, przyjechała do mnie na trochę.
Chudziutka, łapki ogromne przy tym maleńkim ciałku....starowinka ale jaka charakterna, aktywna - a jaka wiecznie głodna
We Wrocławiu faktycznie jakoś więcej wiosny widać, trochę cieplej jest i sporo kwiatów.
I jeszcze - Morfik dostał szelki takie do pasa bezpieczeństwa do auta. Oczywiście kocie były za małe, dostał więc psie - rozmiar S.
I zapięty podróżował z tyłu na kanapie wniebowzięty.

Żadnych jęków, wrzasków. Siedział i sie rozglądał. Smyczka była tej długości, że mógł wejść do torby - co czasem robił. W końcu zasnął na siedzeniu i chrapał....
Kefir dziś miał pobieraną krew - zobaczymy co wyjdzie...
Marchwacz łazi w karuzelce i patrz na mnie z wyrzutem, bo chce WIĘCEJ sera.
To teraz lecę nadrabiać zaległości
