Jakos dziwnym zrzadzeniem losu zwierzaki mnie ostatnio darza uczuciem wielkim i soczystym. O ile Hanka wyznaje je spokojnie i w sposob wielce wywazony - przychodzac pod koc, zeby sie przytulic, o tyle koty... zwalaja z nog gwaltownoscia.
Zaczyna sie wieczorem, kiedy Hanka juz pod kocykiem sapie donosnie we snie pograzona, nadchodzi Roland. MRRRRRRMRRRRRRMRRRRRRR rozlega sie donosne i na plecach czuje DEP DEP DEP DEP. Powoli zaczynam wyczuwac, jak moja watroba, systematycznie wyciskana lapami 5 kilowego stwora wylazi ze mnie uszami... DEP DEP DEP MRRRRmrrrrrMRRRRR Mrau. Roll zaczyna wyciskanie ze mnie mojego bogatego wnetrza gdzies kolo polnocy. Wedle drugiej w nocy paleczeke przejmuje Mamut. Aaaaahhhhaaaaa... iiiaaaauuuuu... dryp dryp dryp dryp ... ryp z dynki... aaaaahhhhaaaaaa... i nos do oka, i lapa w ucho by w koncu uwalic sie uprzejmie na mej znekanej osobie.
O piatej rano do akcji, po Mamutku deptajac, wkracza Merci. Mia-a-a-a-A mowi i dryp dryp dryp dryp spaceruje pazurkami rzezbiac wzorek to tu, to tam. Miaaaaa-a-a-a-A szepce w ucho donosnie "no wstaaaa-a-a-a-a-waj juz" kiedy do budzika jeszcze godzina zostala. A kiedy znekanym glosem przemowie slodko "odwal sie, cholero, czas jeszcze do wstania" Mercusia do pracy na glowie mej przystepuje, oskubujac czerep moj wlasny z uwlosienia naturalnego. Zebami pracuje ciezko i z poswieceniem duzym. Bo a nuz, nie chcac pozostac lysa, zerwe sie z poscieli i sniadanie nakladac czem predzej pobiegne.
Ale, tak sobie mysle, ladne peruki przeciez zakupic mozna, prawda?
