joanna3113, tylko wiara w to, że kiedyś będzie lepiej pozwala nam się nie załamywać i pomagać zwierzętom. Bez niej siadłybyśmy i płakały zamiast robić co się da. I czasami, nawet gdy się wydaje, że nic się nie zmieni na lepsze, jednak się udaje.
Byłam (zdrowie chwilowo nie pozwala) wolontariuszką w sosnowieckim schronisku. Pamiętam jak było na początku, gdy weszłyśmy tam - jedna tragedia. To była umieralnia, z której się przemysłem wyciągało zwierzęta, by je ratować. Pracownicy nie chcieli, żeby potencjalni adoptujący to zobaczyli więc odsyłali ludzi do nas po koty, bo u nas już były czyste, nakarmione, wyleczone etc. Czasem trzeba było wyciągać zwierzaka na cito, by dać mu odejść bez bólu.
Przez kilka lat inicjatywy stworzenia wolontariatu były odrzucane na zasadzie "nie bo nie". W końcu, po różnych pieriepałach udało się i miasto zgodziło się na wolontariat. Żeby nie było za wesoło na starcie zaliczyliśmy epidemię panleukopenii, wywołaną przez tradycję wwalenia nowego kota bez kwarantanny na kociarnię. Teraz jest całkiem inaczej - dzięki temu, że jest oficjalny wolontariat i kilka osób regularnie jeździ do schronu a kilkanaście pomaga "z zewnątrz" nie ma epidemii, zwierzęta mają dużo lepszą opiekę, jest strona z aktualnymi zdjęciami i informacjami o kotach i psach. Gdyby ktoś nam powiedział,że tak będzie 4 lata temu, to byśmy się tylko w głowę popukały. Ale nadzieja sprawiła, że mieliśmy siłę i ochotę walczyć.
Wiem, że w Szczytnie jest ciężej przez sam fakt mniejszej liczby osób,które tam działają, ale trzeba wierzyć, że się to da zmienić, bo bez tej wiary zmiana jest niemożliwa. Dlatego

za zmiany na lepsze - za znalezienie wolontariuszy, którzy będą odwiedzać zwierzęta w schronisku, brać je na DT, wydawać do nowych domów. Za poprawę warunków na miejscu

Za to, by jak najmniej zwierząt trafiało do schronisk w całej Polsce a jak najwięcej miało dom zawsze
