Bilbuś - kot z dyskopatią

blaski i cienie życia z kotem

Moderator: Estraven

Post » Śro paź 12, 2011 11:47 Re: Mój kochany kot ma raka...

Dołączę do Was. W sierpniu pochowałam koteczkę. Miała na imię Justynka. We wrześniu pochowałam koteczkę, miała na imię Piglunia. Teraz szukam zaginionej kotki.
I to nie ma różnicy czy jest to kotka domowa czy "dzika". W moim całym życiu wszystkie zwierzęta jakie miałam były albo wzięte ze schroniska albo z ulicznej niedoli.
Do dzisiaj nie mogę się pozbierać. W sierpniu - eutanazja, we wrześniu - eutanazja, teraz walka o znalezienie zguby. Nie wiem ile człowiek jest w stanie znieść.
Justynka była koteczką uliczną, Piglunia była u mnie 11 lat, zabrana z podwórka przed złym sąsiadem, była moją pierwszą kotką w życiu. Teraz też szukam ulicznej. I nie ma dla mnie znaczenia czy to kot "dziki" czy domowy. Wszystkie są mądre, bardzo mądre.
Nigdy nie potrafię zapomnieć tych mądrych oczu, które patrzą na człowieka w bardzo szczególny sposób gdy potrzebują pomocy. A najtrudniej jest podjąć decyzję o eutanazji. Czy to "już" czy jeszcze nie.
Gorąco współczuję wszystkim przeżywającym to co ja. :(
To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie. - Robert A. Heinlein
Justynka [*] 26.8.2011 Piglunia [*] 29.9.2011 Babunia [*] 24.11.2014 Rysio [*] 10.10.2016 Ogrynia-zaginęła 8.10.2011 odnaleziona 25.02.2012 zm. 26.11.2018, Tosia [*] 25.03.2019

Iwonami

 
Posty: 5480
Od: Wto sie 10, 2010 21:53
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Śro paź 12, 2011 19:31 Re: Mój kochany kot ma raka...

I&S, w jednym z numerów "Kota" czytałam o wózku zrobionym dla kotka, który miał niedowład kończyn, a mieszkał w klinice weterynaryjnej. Mogę sprawdzić ew., który to numer, ale dopiero w weekend. W necie wpisałam hasło: wózki inwalidzkie dla psa i kota- pojawił się adres: lublin.olx.pl i oferta z gotowością zrobienia wózka. Mnie się wydaje, że człowiek, o którym czytałam pochodził z zachodniej Polski, ale mogę się mylić- to było dość dawno.
Co do zaparć- mojej koteczce podaję jogurt. Podobno surowa wątróbka działa rozwalniająco. W necie trafiłam też na informację o depuranie- ziołowym leku rozpuszczającym kamienie kałowe, ale nie udało mi się kupić go w Polsce (to lek niemiecki), może coś zmieniło się na lepsze.
Gdy walczyłam o zdrowie mojego kotka, trafiłam na informację, że w Warszawie leczy się raka u zwierząt metodą naświetlań, wydaje mi się jednak, że było to po zabiegu- dotyczyło psa z chłoniakiem.
Pozdrawiam i trzymam kciuki za kiciunię i za Ciebie :ok:

slava

 
Posty: 225
Od: Sob sie 27, 2011 22:07

Post » Czw paź 13, 2011 13:06 Re: Mój kochany kot ma raka...

My na zaparcia Bilbowe dostalismy Gasprid 5mg ,pół rano ,pół wieczorem i karmimy go karma Royal Canin(weterynaryjnA),która sie zwie Fibre Response.
Poza tym do mokrej karmy dodaje siemie lniane.Pomaga.
Są też specjalne czopki dla kotów,popytaj weta.
W ostatecznosći lewatywa i parafina. Ale kot kupe musi zrobić ,bo długie zaparcia są niebezpieczne ,podtruwają organizm.

U Bibastego tez długo nie było wiadac nowotwory w rdzeniu .Tylko własnie dziwny cień na rtg.
Miesiac temu nawet rezonanas nie wyłapal nowotworowych zmian.Teraz to cos postępuje i tydzień temu widac bylo juz oczywiste zmiany na zwykłym rtg.
Ale to może byc ponoć bardzo długo niewidoczne ,zarówno u kota ,jak i u psa.
Ostatnio skontaktowała się ze mną dziewczyna ,której pies miał nowotwór rdzenia . Diagnoze moża było postawic niestety dopiero podczas sekcji :(.
Tak się to ukrywało...

A u nas,jak na razie dobrze. Dostalismy kolejne dni a pewnie i tygodnie razem.
Pobilismy też nasz mały rekord-trzy pełne dni bez Metakamu.
I Bilbo nadal dobrze się czuje. Podejrzewam ,że to zeszłotygodniowy steryd postawil go na nogi.
Pewnie co nieco sie obkurczyło w rdzeniu ,bo chodzi tez ładniej.
Z kupami zero problemu.
Jezu ,jak się cieszę .
Niechaj tak trwa.
Dziś jedziemy do weta na kontrole ,zobaczymy ,co powie.

Wszystkim Dziewczynka ,które straciły swoje koty przesyłam moc pozytywnych fluidów.
chciałabym was pocieszyc ale żadne słowa nie są odpowiednie w takiej chwili.
Pozostaje mieć nadzieje ,że czas i nowy futrzak ,troche ukoją złamane serce.

laylla7

 
Posty: 403
Od: Czw lip 14, 2011 14:50

Post » Czw paź 13, 2011 16:37 Re: Mój kochany kot ma raka...

Trzymam kciuki :ok:
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46758
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)

Post » Czw paź 13, 2011 16:39 Re: Mój kochany kot ma raka...

i ja :ok: :ok: :ok: :ok:
Mały kociak szuka lokum na parę dni.

kotx2

 
Posty: 18414
Od: Wto sty 25, 2011 16:23
Lokalizacja: Zabrze

Post » Czw paź 13, 2011 17:15 Re: Mój kochany kot ma raka...

Mojej kici już nie ma :(((
Dziś rano już bardzo ciężko oddychała i zawiozłam ją do weta, który stwierdził, że owszem, możemy ją uśpić w domu, ale dojazd tam to będzie dla niej męczarnia, bo ledwo oddycha. Uśpiłam ją w lecznicy :(
Laylla, jeśli Twojemu kotu pomagają sterydy i te leki, które dostaje to może jeszcze nie jest tragicznie. Moja kicia wczoraj dostała solidną porcję sterydów i w niczym to nie pomogło. Nie odzyskała sprawności w tylnych łapkach ani trochę.

Żegnaj kiciu ;(((

U weta, który ma też szpital i przyjmuje tam również zwierzaki, przywiezione przez straż miejską, zapytałam o jakiegoś biednego kiciusia i pokazał mi miziastego, lekko kulejącego kotka po wypadku samochodowym. Dziś po niego jadę. Najprawdopodobniej przygarnę też znajdę, którego kolega odkrył pod maską swojego samochodu - całego, miałczącego i głodnego (kociak przebył pod maską całą drogę do pracy). Tak więc dziękuję wszystkim za ewentualne sugestie przygarnięcia forumowych futrzaków.

powodzenia w leczeniu, wyadoptowywaniu i w ogóle wszystkim,
Iza

I&S

Avatar użytkownika
 
Posty: 558
Od: Śro paź 12, 2011 10:57
Lokalizacja: Warszawa

Post » Czw paź 13, 2011 18:14 Re: Mój kochany kot ma raka...

W lutym dokładnie 17 musiałyśmy podjąć ta trudna decyzję. Nasza Jafcia miała tez nowotwór listwy mlecznej. Listwa została usunięta, ale niestety był to rak złośliwy i dał przerzuty. Od diagnozy Jafcia żyła 10 miesięcy. Walczyliśmy ostro i ona i my. Trudna to decyzja.
Życzę Wam jeszcze dużo wspaniałych wspólnych dni.

Hannah12

 
Posty: 22929
Od: Czw sie 11, 2005 11:57

Post » Czw paź 13, 2011 18:23 Re: Mój kochany kot ma raka...

Laylla cieszę się, że Twojemu Bilbusiowi jest lepiej po lekach. Oby dobre samopoczucie trwało jak najdłużej. Myślami jestem przy Was.

I&S bardzo Ci współczuję. Przeżyłam to samo, duszność u mojej kici też była coraz silniejsza. Najbardziej przeżywam fakt, że zaniosłam kota do lecznicy z nadzieją na poprawę stanu a wyniosłam ukochane ciałko w kocyku :cry:
Przynajmniej dziś już nasze koty nie cierpią.
Może to los, może przeznaczenie ale mi też przydarzył się kociak (choć nie planowałam dokocenia tak szybko po śmierci kotki), który "jechał" przy silniku. Adopcja była ekspresowa, bo nie mogłam odmówić pomocy.
To pomogło się otrzasnąć i wziąć w garść ale i tak ogromnie tęsknię i czasem popłakuję oglądając zdjęcia, bo moja Polusia była dla mnie absolutnym ideałem.
W tej chwili serce rozgrzewa mi widok śpiących i mocno wtulonych w siebie Meli (duża) i Pumki (maleństwo). Malutka wyleczona już z zapalenia jelit, pokochała i została pokochana przez starszą kotkę i przeze mnie oczywiście.
Jestem wszystkimi czterema kończynami za adopcją zwierząt i teraz nie wyobrażam sobie życia bez mojej kociny "z przypadku" i Meli, którą też zreszą adoptowałam z Fundacji.

I&S napisz proszę co z kotkami, które chciałaś adpotować. Wszystko się udało?

Zapomniałabym dodać, że uroda i koci powab Bilba są powalające :) Piękny kot i wygląda na silnego, więc nie podda się łatwo.
Mocne kciuki :ok:

Misiowa

 
Posty: 168
Od: Wto maja 25, 2010 17:27

Post » Pt paź 14, 2011 10:12 Re: Mój kochany kot ma raka...

Iza ,bardzo mi przykro :(.
Wierz mi ,że wiem ,co teraz przezywasz.
Straszne jest ,jak nasze zwierzaki choruja i odchodzą.
Kochana,adopcja tych kocich nieszczęsnych maluszków,to najlepsza rzecz ,jaką możesz teraz zrobić.
One tylko czekają na taką kochająca osobę a dla Ciebie ,to będzie pocieszenie i terapia po stracie ukochanej kotki.
Pomożecie sobie nawzajem.
To na pewno będą inne koty ;będa miały inne przyzwyczajenia i zachowania .Rozumiem ,że nie moga konkurowac z kotką ,która była tyle czasu przy Tobie.
Ale z biegiem czasu zajmą miejsce w Twoim serduchu ,zobaczysz:).

Iza ,Misiowa ,zrobiłyście bardzo dobrze ,kończac cierpienia waszych kotów.
Eutanazja to jest w pewnym momencie najpiękniejszy dar ,który możemy im ofiarować.
Ja sama wiem,że podejmę podobna decyzję,bo mój kot niczym sobie nie zasłużył ,by go męczyc niepotrzebnie.

My wczoraj bylismy w lecznicy.
Kiedy nas wet zobaczył na poczekalni ,to od razu widac było ,że jest lekko zdenerwowany-czy jest poprawa ,czy nie ma?(facet jest mocno zwiazany z naszym kociastym ,w końcu walczy o niego juz dlugo).
A my z moim facetem byliśmy chyba przemarznięci mocno ,bo takie mieliśmy miny skwaszone i wet od razu pomyślał o najgorszym.
Ale ,jak weszliśmy i się uśmiechnęłam ,to powiedział ,że mu kamień spadł z serca,bo juz wiedział ,że jest dobrze ;).
I rzeczywiście ,Bilbo znacznie mniej reaguje na ugniatanie kręgosłupa.tzn przeczulica jest w tym miejscu ale kociasty nie płacze już ,jak to było dwa tygodnie temu,kiedy go tam dotykano.
I...wet zdecydował ,że jeszcze nie czas na następny steryd wiec obyło się wczoraj bez"kujaczka" :D
Zawsze wiedziałam ,że wola życia naszego kota jest wielka ale ,że aż taka to nie przypuszczałam.
Zadziwia mnie każdego dnia,bo zdecydowanie daje znac ,że to jeszcze nie pora.

Dwa tygodnie temu stan był znacznie cieższy .
myślałam ,że zostały nam dni razem .
Teraz myślę ,że zostały tygodnie lub miesiące.
Każdy dzień będzie się liczył.

laylla7

 
Posty: 403
Od: Czw lip 14, 2011 14:50

Post » Pt paź 14, 2011 10:36 Re: Mój kochany kot ma raka...

laylla7 pisze:Kochana,adopcja tych kocich nieszczęsnych maluszków,to najlepsza rzecz ,jaką możesz teraz zrobić.
One tylko czekają na taką kochająca osobę a dla Ciebie ,to będzie pocieszenie i terapia po stracie ukochanej kotki.
Pomożecie sobie nawzajem.

Podpisuję się pod tym :ok: I&S, trzymaj się ciepło :!:
Obrazek

pisiokot

 
Posty: 13011
Od: Śro maja 03, 2006 15:37
Lokalizacja: Łódź

Post » Pt paź 14, 2011 11:21 Re: Mój kochany kot ma raka...

Te sterydy działają krótko i przy nowotworach sens mają wtedy jak podawane sa regularnie. Odstawienie może spowodować gwałtowny obrzęk i pogorszenie kociastego :?
To że czuje sie lepiej to efekt właśnie sterydów, tyle że trzeba kontrolować co jakiś czas poziom cukru bo sterydy mogą powodować cukrzycę
Obrazek

majencja

 
Posty: 5792
Od: Wto lis 04, 2008 23:17

Post » Pt paź 14, 2011 12:32 Re: Mój kochany kot ma raka...

Moja Kulka jedzie na sterydach już prawie 8 lat, na szczęście cukrzyca u niej jest łagodna, do opanowania samą karmą...

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt paź 14, 2011 13:38 Re: Mój kochany kot ma raka...

Bilbo ma podawany steryd o długotrwałym działaniu.Tak mówi wet.
Oczywiście nie odstawamy sterydu ,tylko wydłużamy okres pomiędzy jednym podaniem a drugim ,żeby niepotrzebnie nie obciążac organizmu.
Musimy znaleźc optymalny czas przerwy ,pomiędzy jednym zastrzykiem a następnym.
Jakbysmy mu steryd podali wczoraj ,to by nas chyba rozniósł po całym domu;) ,taka ma zwyżkę po-sterydową.

MaryLux ,co ile podajecie sterydy ,przy cukrzycy?

laylla7

 
Posty: 403
Od: Czw lip 14, 2011 14:50

Post » Pt paź 14, 2011 13:41 Re: Mój kochany kot ma raka...

Majencja ,dzięki za te cukrzycowe informacje.
Ja w obchodzeniu z chorym kotem nie mam wprawy .Dopiero się ucze ,co i jak.

laylla7

 
Posty: 403
Od: Czw lip 14, 2011 14:50

Post » Pt paź 14, 2011 20:18 Re: Mój kochany kot ma raka...

I&S, bardzo, bardzo współczuję. :cry: Adopcja to dobre rozwiązanie. Możesz być spokojna, nowe zwierzątka nigdy nie zajmą miejsca tego, które odeszło, ale pomogą przetrwać smutek i wprowadzą trochę uśmiechu w tym trudnym czasie.
Niecały rok przed odejściem starszego kota, mąż znalazł na działce 6-tygodniowe kociątko pogryzione przez kocura. Nie wiedzieliśmy o śmiertelnej chorobie naszego ulubieńca, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że jest nerwowy, nie lubi zmian i nowości. Mimo to zaryzykowaliśmy i wzięliśmy maluszka do siebie. Ciągle się pilnowałam, by nie dostarczać starszemu kotu powodów do stresu, lecz mały intruz pokochał go i najchętniej ciągle mu towarzyszył. Bez przerwy zastanawiałam się, czy z jego punktu widzenia dobrze zrobiłam, czy nie zaszkodziłam mu tym. Z drugiej strony, nie mogliśmy się zgodzić z panią wet, że małą trzeba uśpić- chętnych do opieki nad niepełnosprawnym kotem jakoś nie było widać, więc została. Dziś sądzę, że to był "uśmiech losu". Zachowaliśmy się, jak trzeba, zatem, gdy trzeba było pogodzić się z odejściem ukochanego zwierzaka, była mała pocieszycielka, dla której wszystko musiało normalnie funkcjonować, bo ona sama ogromnie cierpiała, nawet przez pewien czas nie chciała jeść. To wszystko nauczyło mnie, że plany planami, rozsądek rozsądkiem, czasem rządzi przypadek i pomaga podejmować najlepsze decyzje. Dziś mam jeszcze dwa koty, wszystkie przygarnięte, lecz Giluś w moim sercu ma swoje miejsce i nikt go nie zastąpi, choć pozostała trójka to kochana "banda futrzanych opryszków".

Laylla, bardzo cieszę się, że kocurek w formie i nieustająco trzymam kciuki- przecież zdarzają się uzdrowienia, zahamowania choroby :ok: :ok: :ok: Bądźcie dobrej myśli, wszystko może się zdarzyć.

slava

 
Posty: 225
Od: Sob sie 27, 2011 22:07

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: włóczka i 13 gości