Ale mam fajnie, siedzę w domu ze zwierzakami i robię wielkie nic. Mama obiecała, że kupi dla mnie to co kupić dzisiaj muszę, a ja po rajdzie po sklepach normalnie żem leżę w łóżku i czytam książki o Słowianach (rewelacja) i przeglądam legendy. Qua co jakiś czas wynurza się kontrolnie spod swojego kocyki mówi "mrrau" sprawdzając czy jestem i wraca pod kocyk

Swoją drogą śmieszną rzecz zaobserwowałam. Qua jest bardzo czuły na Wierę, jak widzi, że Ona do mnie podchodzi, natychmiast przyspiesza kroku, wpycha się przed nią i włazi na mnie z niesamowitą wyższością i złośliwą dumą na nią spoglądając. Muszę mu strzelić fotę wtedy. W ogóle to Oni z Wierą się w miarę polubili, ostatnio nawet Qua zszedł z moich kolan i położył się podejrzanie blisko Wieruszki. A swoją drogą to ja ją strasznie mocno kocham. To jest taka czysta psia miłość. Istotka która całą sobą wyraża "kochaj mnie, zobacz jak ja Cię kocham" ale nie jest psią gapą i nie kocha całego świata. Ona świat lubi ale domownicy są naj.
A wczoraj z psich sytuacji miałam bardzo nieprzyjemne zajście, to się wyżalę. Moje psiaki wiem, że to złe i niezgodne z prawem, ale chodzą bez smyczy. Generalnie one innymi psami nie są zainteresowane, unikają wszelkich kontaktów z nimi, a jak są atakowane to uciekają. Czasami ze strachu zdarzy im się na kogoś buknąć czy szczeknąć, ale to jest buknięcie i ucieczka. Zresztą są wtedy karcone. No i są niesamowicie karne, w zasadzie są zawoła i już są przy nodze. Wracam do wczoraj, wyszłam żeby poszukać mamy, która była z nimi na spacerze i okazało się, że mama była niedaleko i suki mnie zobaczyły. Pama zaczęła do mnie biec, ale stały dwie kobiety z których jedna miała agresywnego amstafa... no i Pama się bała za to Wiera obchodziła go ale chciała podbiec do mnie. No i suka rzuciła się na Wierę, Wiera zaczęła uciekać, kobieta nie utrzymała tego psa i poleciała po ziemi. Chora akcja i cieszę się, że Wiera nie była na smyczy, bo nie wiem czy bym miała zdrowego psa, bo amstaff (albo pitbull, albo mieszanka dziwna) był bez kagańca. Całe szczęście po przeżyciach z posiadaniem kaukaza mam jakieś tam doświadczenie w trzymaniu ciągnących pociągów i zatrzymałam psa. Zamiast przeprosin zostałam opieprzona, nawrzeszczana (no z 5 minut na mnie wrzeszczano) i to nie przez właścicielkę ale jej koleżankę. Do tej pory nie mogę wyjść z szoku, a że chora jestem i po nieprzyjemnym zdarzeniu wcześniejszym, słuchałam jej z coraz bardziej otwartą buzią, bo z takim prostactwem to się nie spotkałam. Całe szczęście w pewnym momencie weszła na temat swojego psa, który jest malutki a Ona zawsze chodzi z nim na smyczy i udało mi się wybełkotać, że jej życie osobiste mnie absolutnie nie interesuje, bo mogłabym o niej jeszcze gorzej myśleć. Kobieta się zapowietrzyła a ja sobie poszłam. Ale to było dziwne.