Dziś podejście drugie.
Dzień był długi, bo korzystając z wolnego zabrałam Huana na dłuższy spacer. Wiatr głowę urywał, w terenie pusto było, tylko stada gęsi wciąż sunęły nad głową.
Cudo!
A po obiedzie zastawiłam klatkę. Kotka już czekała, bo porę dokarmiania przetrzymałam.
Pierwsze podejście - weszła, zjadła i wyszła. Drzwi się zacięły.
Drugie podejście - jak wyżej.
Poszłam po porcję na trzecią próbę, a w międzyczasie kotka znów weszła i spróbowała wyciągnąć kawałek jedzonka, co spadł z tacki.
Tak, dobrze się domyślacie - drzwi się zamknęły
Kotka Miła siedzi w łazience. Wystraszona, posykuje... Zobaczę, jak jest nastawiona, to się wybierzemy na badanie do weta, a potem będziemy ciachać. Optycznie jest okazem zdrowia - czyste oczy, lśniące futro, ale muszę ją przebadać, bo ma w jednym oku brunatne przebarwienia - podobne widziałam u kotów z pnn, więc na wszelki wypadek zrobię morfologię i biochemię. Może to nic poważnego, ale na pewno na tym mrozie po nerkach dostała...
Klatka znów na dole, zastawiona na jej kolegę. Względnie koleżankę, bo nie ustaliłam płci tego dzikszego.