No więc Tygrys nie miał 3 posiłków tylko 3 mokre plus "ile zechce" z suchego. Czyli tak naturalistycznie

to nie chodzi, że się upierasz - tylko robienie 5-7 posiłków mokrych to trochę masakra, bo jak pól zje, to pół trzeba do lodówki i jak później pilnie wrzeszczy, to w kąpieli wodnej podgrzewam (bo mikrofale chyba nie były by dobre dla brzuszka kociego, a lodowate też niedobrze dawać). Ale wygląda, że sobie Magnolia sama zaczyna zmniejszać ilość jedzenia, bo dzisiaj jak zjadła po 9, to krzyczała dopiero o 16, a później koło 20 - widocznie jak jest słońce i ciepło, to mniej jest głodna i rzadziej chce jeść; poza tym już w miarę zarosła, więc mniej będzie musiała futra produkować - tylko na bieżąco (a futro dużo białka pochłania). Czyli muszę po prostu słuchać kota (Ona na razie to jeden mięsień jest i odrobina tłuszczu, więc może jeść ile chce).
Widzę, że Tygrynio fajnie umie pisać - Magnolka jak zacznie skakać po klawiaturze, to od razu elaborat w języku kosmitów plus opcja wyślij pod Enterem.
Agop pisze:Grażynka- wersja dla tępaka potrzebna:
dieta: 'surowo-mięsna' plus kilka chrupek suchego w ciągu dnia kończy się źle, co?
Dlaczego źle? Mokate na czymś takim jeszcze 4 miesiące się trzymała i trochę doszła do siebie, choć jak brałam Ją ze schronu, to myślałam, że mi rana dnia następnego nie dożyje (chuda, na trzęsących się nogach i zamiast kupki to wyglądała jakby sikała tylko czymś na przemian jasnożółtym lub brązowo-zielonym). Surowe mięso jest dla kota czymś naturalnym - tylko mięso, które się kupuje to nie ma tyle witamin itp. co upolowane w czystym środowisku, a do tego kot w naturze sobie skubie różne roślinki jak mu czegoś brakuje, więc dając mięsko surowe (tylko świeże - w sumie kot nie umierający z głodu się czegoś nieświeżego raczej nie chwyci) trzeba suplementować witaminy itd., więc dobrym rozwiązaniem jest właśnie mięso plus te trochę chrupek (tylko dobrych) albo opcja 2 - BARF (sporo jest o tym w necie). Tylko przy mięsku pamiętaj, że surowa to raczej tylko wołowina, drób raczej sparzony, ryba sparzona, a wieprzowiny raczej nawet nie dawaj gotowanej, bo wirus powodujący wściekliznę rzekomą potrzebuje 130st. C przez ileś tam minut (przy pieczeniu jest taka temp., żeby cholerstwo zabić, a na to nie badają, bo dla ludzi wirus powodujący to jest nieszkodliwy) - no i musi być dużo mięsa, a mniej podrobów (w szczególności na wątróbkę trzeba uważać, bo serce to mięsień poprzecznie prążkowany jak ten w ręce czy nodze, a tylko kurczy się jak gładki czyli po swojemu); co do jajka - żółtko może być surowe, ale białko raczej ścięte, żeby witaminy H w organizmie nie marnować.
Magnolia póki co ćwiczy z gotowanym mięsem (gł. szyja z indyka, bo to lubi), ale na razie łyka w całości zamiast gryźć, a dopóki gotowanego nie będzie umiała gryźć jak należy, to surowego tym bardziej nie poszarpie

widać, że Mokate się włóczyła po ulicach - umiała nawet większe kawałki szarpać, a Magnolcia łyka wszystko w całości - gryzie tylko zabawki i ewentualnie ręce

ale i tak dobrze, że już opanowała, co się robi ze sznurkami i wędkami, bo z początku machałam jej tym przed nosem, a Ona na mnie patrzyła jak na idiotę, po czym chwytała zębami rękę - czasu trzeba, to i z mięsem sobie poradzi; tylko Ona się szybko zniechęca jak czegoś nie umie zjeść - widzę jak ma jakiś większy kawałek karmy: raz próbuje, drugi a później go olewa.
...