Frida był kiedyś sam i ani nigdzie nie siurnął ani ze skóry nie obłaził....
a potem zjawił się Gizmoń co fajdał w trakcie biegania/spania/jedzenia/pełzania/wskakiwania/zeskakiwania i zdeprawował mi prawidłowego Fridła...
a teraz zjawił się Luz-Blues, który zdeprawował mi oba dobrze ułożone koty pod względem reservoir-vivre żywieniowo-wydalniczego...

każdy poryw serca przypłacam dewastacją otoczenia oraz ogólnym rozpasaniam stadnym i muszę wydobywać z siebie wszelkie pokłady okrucieństwa, żeby towarzycho do porządku doprowadzić...
