Mój lęk wysokości zaczyna się od wysokości stołka. W dodatku intensyfikuje się przy schodzeniu, zdarzało się już że prosiłam kogoś żeby mnie siłą powstrzymywał przed wlezieniem gdzieś, bo wiedziałam że jak wejdę i spojrzę w dół to nie zejdę za Chiny ludowe. Mogę łazić, jeżeli nie jest za stromo - tzn. górki takie bardziej pagórkowate. Żadne przepaści, mostki nad przepaściami, łańcuchy i tym podobne wymysły. A przy schodzeniu żadne kijki mi nie pomogą, kolana bolą jak diabli, a następnego dnia to już wogóle koszmar, chodzę jak paralityczka.
Moja Ofelia niestety nie ma lęku wysokości. Jak zaczęła wskakiwać na szafy i półki, to ja się aż trzęsłam że kociasta spadnie. A ona nic, połaziła, połaziła, zeskoczyła zgrabnie. Na mnie - panikarę patrzyła jak na wariatkę

. No bo co, kotek tylko się przespacerował po krawędzi szafy...