Kamari,nie znajduję słów,aby Ci podziękować,bo przyznam,że zaczynam wątpić,iż dam radę to wszystko ogarnąć.
Przyszłam dzisiaj z pracy,po dziewięciu godzinach i kiedy weszłam do mieszkania,dech mi zaparło.Takiego bałaganu jeszcze,jak żyję,nie miałam.W przedpokoju nasikane,nakupkane,futrzaki głodne,chociaż zostawiłam sporo suchego jedzenia.
Maluchy dopadły mnie jak zgraja zagłodzonych wilków.Wszystko,co można było zrzucić z mebli,leżało na podłodze.
Rano byłam z całą czwórką na szczepieniu.Mało,że lało jak z cebra,to były tak potworne korki,że ledwie zdążyłam na umówioną wizytę.25 lipca jedziemy na drugie szczepienie,a jeszcze z Almą 9 lipca na zastrzyk na wzmocnienie odporności.I to będzie na razie wszystko,co mogę zrobić,bo już się zapożyczyłam.Dzisiejsza wizyta kosztowała 255 złotych(tzn.185 zł wet i 70 zł taxi).Nie mogłam jechać autobusem,bo to daleko,poza tym,jak wspomniałam strasznie lało.
A teraz może śmieszny nieco wątek.Okazało się,że maluchy to trzy koteczki i jeden rodzynek.I tak z Filipka zrobiła się Filipinka.Weta sama nie wie jak to się stało.Tak mi upłynął dzień.Zaraz idę spać,bo maluchy i cała reszta nakarmione,kuwety czyste i bractwo rozrabia,więc prędko nie uda mi się zasnąć.
Kamari,zdjęcia cudowne,zazdroszczę Ci tych umiejętności,ale gdybym nawet się "naumiała" to nie mam odpowiedniego sprzętu.Raz jeszcze bardzo Ci dziękuję.
