MB, bo ani sterylka aborcyjna ani usypiani ślepych miotów to nie jest coś zachwycającego. To smutna konieczność, robi się to, bo jest nadpopulacja kotów i taka konieczność a frajda to żadna
Mnie sama natura ułatwiła pierwszą sterylkę aborcyjną - łapałam kotkę w zakładzie pracy, w drugiej ciąży w roku. Wiosną tamtego roku urodziła 5 kociąt. Do łapanki w lipcu żyło jedno (zgarnęłam do DT). Resztę zeżarł lis, w zgodzie z prawami natury. Pracownicy warsztatów (ludzie raczej prości), którzy kotkę dokarmiali nieraz widzieli, jak lis niósł kociaka w pysku

. Bardzo byli skłonni do współpracy, nawet jak powiedziałam, że jak ją złapię, to ona tych drugich kociąt nie urodzi (ciąża była zaawansowana) - "Pani, a po co ma rodzić i karmić, żeby lis znowu żarł??". Zdążyłam. Chodzi trzeci rok gruba jak beka smalcu.

za Szaraczkę i Pingwina kamikadze
