
Na uliczce obok jest nasz sklepik zoo "Bokserek" ludzie tam wieszają różne ogłoszenia, specjalnie chodziłam czytać, rozmawiałam z właścicielem, ale on powiedział, żebym się nią zajęła, bo na tym osiedlu to nikt kotów nie szuka...

Teraz, kiedy wiem, co i jak, to myślę, że może powinnam o nią powalczyć, zrobić z niej niewychodzącego piecuszka, ale skoro wiedziałam, że nie jest moja, to jakoś nie mogłam

Faktem jest, że dla Soni i Otisa - to może i dobrze

Jak tylko pojawi się gdzieś w lesie, albo na naszej ulicy to dam wam znać, chciaż mam złe myśli. Zawsze mam jeszcze telefon do właścicielki, ale jakoś tak nie bardzo chcę włazić z buciorami w ich życie. Coś nie zatrybiło od samego początku, czasami spotykamy się mijając w samochodzie i nawet mówimy sobie dzień dobry, ale to wszystko.