Juz wyjasniam

Mleczkins swego czasu zachorowal na zapelnie pecherza, nie mial krysztalow, krwi w moczu...ale sikanie sprawialo mu bol, a ze byl wowczas niewykastrowany....zapach moczu, ktorego zrodla (czyli gdzie jest nalane), nie moglam zlokalizowac wypalal nosy. Okazalo sie, ze jest zalane wszystko, od materacow po kamery (wowczas mieszkalismy na przeciwko studia telewizyjnego, gdzie i pracowalam i Mleczkins przebywal ze mna w pracy), wyobrazacie sobie mine mojego szefa, prawda?
Tak, czy siak poszlismy do Veta, pani dala tabletki, jedna przeciwbolowa, druga antybiotyk (nazwy musze wykopac tu na miau, kiedys sie radzilam co do leczenia).
Dobra, kupilismy to chwydadelko (no, zeby zlapac tabletke i dac ja do gardla), strzykawki (zeby podac w plynie jakby co), no i przysmaki

od pasztetu po tunczyk.
Proba 1. lapie kota, nogi mu zakleszczam, otwieram pysio, idzie super

tabletka do srodka...och, nie..

za blisko, kot wyplul tabletke i uciekl
Proba 2. wyciagam kota spod szafki, zakleszczam tylne lapki, otwieram pysio, wrzucam tabletke G L E B O K O, zamykam pysio, masuje gardlo, czuje jak cos sie rusza, ok, puszczam kota. Mleczkins wypluwa tabletke
Proba 3. kajam sie przed Mleczkinsem, coby do mnie podszedl, procedura jak wyzej plus strzykawka z odrobina wody, wlewam 2 krople, tabletka sie spienila, kot wszystko wyplul i zwial
Proba 4. ogarnia mnie szal, bo 3 tabletki zmarnowane. Biore TZ mowie, ty go trzymaj, ja wkladam...ok, ale kot mu sie wyrwal, zadrapal tylnymi lapami, krew z TZ sie leje, tabletka wypluta
Proba 5. bierzemy strzykawke z woda i rozpuszczona tabletka, kot sie pieni, nie lyka, slini sie i ucieka
Proba 6. kot nie chce przyjsc, tabletke rozlamuje w kawaleczki, kawaleczki do ukochanych kabanosow, tunczyka, i innych takich, kot je dookola, tabletka zostaje
Proba 7. tabletke rozgniatam na proszek, probuje z maslem, smietanka, karma itd. kot nie podchodzi, jedzonko plus tabletka na straty
Proba 8. bierzemy kota na mumie

zawijamy w kocyk, wystaje glowka, nogi nie moga wierzgac, jest dobrze, tabletka polknieta, jupi!!!! kot se stresu sika na lozko i ucieka...no, czyli nie jest dobrze
Moze teraz sie wydaje, ok, cel osiagniety, biedny kocio, ale dla jego zdrowia itd.
Niestety, trauma pt. podawanie tabletki byla tak wielka, ze kot przesiedzial cala noc pod lozkiem, nie wyszedl zeby cos zjesc, nic nie pil, nie byl w kuwecie. Obawiajac sie o jego zdrowie, izoluje go w pokoju corki, ( czyliz zaganiam go, jak jakies ciele)zostawiam go w spokoju na caly dzien. Wieczorem okazuje sie, ze kot byl w kuwecie, nic nie zjadl, chyba wypil. W nocy kot dostaje ataku, chce wydrzec pazurami dziure w szybie, wyje jak potwor, nie kontroluje ruchow, przebiega mojej corce po twarzy ( cztery gleboki zadrapania, naszczescie obylo sie bez szycia), zrzuca kilka bibelotow, rozbija szlo itd. Udaje nam sie go zapedzic do mojego biura, kot w stanie katatonii zostaje w nim na noc. Vetka nie rozumie zachowania, nic mi nie radzi, szukam pomocy na forach, nic to nie daje. Kot w stanie panicznego strachu spedza okolo tydzien, na szczescie je, pije, nie wychodzi spod fotela, nic nie daje gadanie do niego, od reki ucieka, zrenice jak spodki nawet przy bardzo ostrym swietle, dragwki nerwowe, nie chodzi, czolga sie brzuch na ziemi caly czas, nogi zgiete,udaje mi sie przemycic pol tabletki, chociaz powinnien brac podwojna dawke, przez nastepny tydzien po kawaleczku dawkuje mu tabletki ( w jedzeniu) ale w sumie zazyl tylko 3 z 10 przepisanych.
Nigdy, przenigdy nic mu nie zrobie na sile! w tym wypadku bylo to konieczne, zeby niedopuscic do powstania krysztalow, ale i tak nie wiem jak udalo mu sie wyjsc z tego, w cale nie bral lekow....to akurat byl fart, bo mial badania krwi i moczu przed kastrowaniem (na glupim jasiu, kot rzucil sie na wetke i pomocnika), wiem ze jest zdrowy.
Po tych wydarzeniach wiem, ze musze znalezc jakies lepsze sposoby na podawanie lekow, ale jezeli mam mozliwosc nieinwazyjnej dawki....wybieram ja.