Winter is coming czyli Zima nadciąga. I pogodowo i nie tylko

.
Dla rozjaśnienia sytuacji - mam 2 teraz swoje osobiste rezydentki: Kotori (zdrowa) i Rukia (FeLV+, ale prócz tego co powyżej nie ma innych objawów) - reszta to tymczasy. O ile Koi można nazwać tymczasem - ona już u mnie zostanie do końca, bo nie robi się zamieszania w życiu ciężko chorych kotów w kiepskim stanie.
Koi nawet nie kicha - ma te marmurowo białe śluzówki i poduszki łapek, pojawiły jej się te strupki, ale poza tym aż do dzisiejszego ataku wydawała się w miarę OK. Problem z nią jest taki, że od czasu kocięctwa, gdy musiała dostawać mnóstwo kropelek do oczu co i rusz, woli człowieka dopuszczać do siebie gdy zgaśnie światło - wtedy się czuje bezpieczna. Jasne, że jej przemywałam lekarstwem te zmiany na skórze (nie grzybica, nie pasożyty, ponieważ się leczy więc raczej nie rak), ale nie zaglądałam jej do pyszczka tak intensywnie, jako że zmiany są głównie na boku szyi i uszach.
Oprócz niej z tymczasów FeLV+ jest Fuks, reszta (Julinka, Justin, Frania, Leon, Ciel) są negatywni. Wszystkie pozytywy są w pokoju Ali, negatywy w moim pokoju (i kuchni i przedpokoju) a Ciel ma metę w łazience. Cielito wychodzi hasać po domu (za wyjątkiem pokoju białaczkowców) jak ja lub Ala jesteśmy w domu, nie jest pora karmienia, ani noc - bo na noc też wraca do łazienki. On ma bardzo głupie pomysły i jest bardzo ruchliwy, co sprawia, że nie da się przy nim spać. I gryzie - najchętniej w nos lub policzek. I wspina się na człowieka i skacze z dużej odległości na plecy nieświadomej istoty ludzkiej, fundując jej dziary na plecach i wściekliznę totalną - zwłaszcza jak ludź wie, jak blisko byliśmy katastrofy (czyt.: patelni z gorącym olejem i smażącym się mięsem).