Mama Kicia przyjęła Rudaska jak swoje dziecko / wszystkie dzieci są jej ! / . Maluszek, choć nieco młodszy od Moli bawi się i dziarsko dotrzymuje im kroku. Fajnie wygląda jak śpią - jeden biszkoptowy rodzynek na czarnym placuszku...
Je, kuwetkuje, ściągnął serwetę razem z cukierniczką z kuchennego stołu.
Dzielny dzieciak.
Jutro wyniki wszystkich testów - a we czwartek Nowy, Docelowy Domek. Zanim jednak to nastąpi obiecuję fotki

.
A teraz......
- O żesz… - szepnął najsilniejszy rozglądając się po pokoju. Pokój Jacka Sparrow’a był najdziwniejszym pokojem jaki kiedykolwiek w swoim życiu widział najsilniejszy.
Łóżko zawieszone było pod sufitem i miało kształt prawdziwej marynarskiej koi, z sufitu zwisały linowe drabinki, a na ścianie nad biurkiem wisiała najprawdziwsza piracka flaga i zakrzywiona szabla.
- Pomysł mamy – powiedział Jack Sparrow . – Żebym uwierzył, że naprawdę jestem piratem.
Najsilniejszy parę razy podciągnął się na drabince jak na drążku.
- A wierzysz? – zapytał.
Jack Sparrow pokręcił głową.
- Udaję, że wierzę. Żeby nie było jej smutno.
Zdjął perukę i potrząsnął nią jak skalpem. Wyglądał teraz zupełnie jak zwyczajny mały chłopiec.
- W końcu odrosną. – najsilniejszy zeskoczył na podłogę.
- Nie o to chodzi. – Powiedział Jack Sparrow. Wdrapał się na koję i spojrzał na pomalowaną na niebiesko podłogę. – Czasami mi się śni, że odpływam wielkim żaglowcem… że on czeka za oknem, gotowy, że wystarczy tylko otworzyć okno, żeby wejść na pokład.
Najsilniejszy wyszedł przed dom i spojrzał w górę.
Poczuł się nagle zupełnie jak najsłabszy - tak, jakby wstał z łóżka po długiej chorobie. Pomyślał, że to wszystko wina Magdy, która posłała go do Jack’a z książką. Cała ta wyprawa nie bardzo mu się spodobała i chociaż zgadzał się z tym, że Jack Sparrow powinien mieć normalnych kolegów, to jednak nie był do końca pewien, czy chce być jednym z nich.
Na samym początku barczysty ochroniarz przejrzał zawartość jego plecaka i na wszelki wypadek skonfiskował paczkę gumy do żucia, gdyby najsilniejszemu przyszło do głowy okleić guziki jakiegoś domofonu.
Najsilniejszy zatrzymał się na chwilę ogarniając wzrokiem podwórko.
Pośrodku osiedla, co zauważył od razu, znajdował się plac zabaw z najpiękniejszymi huśtawkami, jakie tylko można było sobie wymarzyć!
I, co dziwniejsze, plac zabaw był pusty.
Najsilniejszy skierował się w stronę huśtawki przypominającej łódkę. Wskoczył do środka i spróbował ją poruszyć, ale huśtawka ani drgnęła.
Najsilniejszy obejrzał ją dokładnie, a potem wyszedł i obszedł ją dookoła.
Do słupka przymocowany był aparat z napisem „10 minut = 1 złoty”.
Najsilniejszy wygrzebał z kieszeni spodni monetę i wrzucił ją w otwór.
A potem ponownie wskoczył do środka.
Nawet nie zdążył się poruszyć, gdy huśtawka ruszyła z miejsca. Najsilniejszy z rezygnacją usiadł na ławeczce. Bloki z szybami z luster kołysały się w górę i w dół, a najsilniejszy pomyślał, że za złotówkę mógłby kupić małą butelkę mineralnej i wypić ją na ławce pod trzepakiem.
Dziesięć minut wlokło się w nieskończoność. A kiedy huśtawka zatrzymała się nadeszły Prawdziwe Kłopoty.
Kłopoty miały na sobie oryginalne adidasy i koszulki Nike’a, a włosy na ich głowach sterczały jak kolce jeżozwierza. Najsilniejszy, powoli wstał i spojrzał na Kłopoty z góry.
Ale Kłopoty w liczbie trzech już zdążyły wpakować się do huśtawki.
- Witamy kolegę z prowincji – powiedział Żółty Podkoszulek.
- Dobrze się bawimy? – zapytały Biało-Srebrzyste Adidasy.
Zaś Trzy Paski Na Spodniach poufale zwichrzyły czuprynę najsilniejszego. Najsilniejszy odsunął się na brzeg ławeczki, a Kłopoty przesunęły się bliżej.
- Jakie ładne tenisówki – powiedziały Biało-Srebrne Adidasy przydeptując nogę najsilniejszego.
Najsilniejszy pomyślał, że gdyby wstał i zamachnął się porządnie, to wszystkie Kłopoty poleciałyby w krzaki jak wyrzucone z katapulty.
Ale wtedy w krzakach coś zaszeleściło i z pomiędzy gałęzi wyszedł kot czarownicy.
Stanął na dwóch łapach i ukłonił się, z teatralną przesadą szurając tylną nogą.
- Witam, witam – zamruczał ironicznie mrużąc oczy. – Co za miły dzień… Wymarzony na przyjacielskie spotkanie. Jak się czuje ciocia? – zapytał. – A babunia drugiego kolegi?
Kłopoty ze zdziwienia otworzyły usta, zupełnie jak Pan Karp gdy staruszek z parku kruszył do wody bułkę.
- Co za sympatyczni chłopcy – ciągnął dalej kot łobuzersko spoglądając na najsilniejszego – Dobrze wychowani… Nie to, co ta hołota z miasta… Tak, naprawdę, naprawdę – mruczał zahaczając niby od niechcenia pazurem Żółty Podkoszulek – winien wam jestem chwilę dobrej zabawy…
A potem spojrzał na najsilniejszego i wrzasnął:
- Chodu!
Huśtawka drgnęła tak, jakby ktoś wrzucił w automat złotówkę i zaczęła się kołysać, najpierw powoli, a potem coraz mocniej i wyżej.
Kłopoty mocno uchwyciły się ławki.
Kot czarownicy wyczarował z powietrza akordeon i obracając się w kółko zaczął wygrywać „Titinę”. Podśpiewywał przy tym z lekka fałszując:
„Huśtawka, ach huśtawka,
wspaniała to zabawka
choć bywa niebezpiecznie
huśtać się mogę wiecznie!”
Huśtawka sięgnęła już koron drzew i nagle stanęła dęba, zupełnie jak spłoszony, narowisty koń. Wrzaski Kłopotów ginęły w skocznych tonach harmonii.
- Voila! - wrzasnął kot, odrzucił harmonię w trawę, machnął obraźliwie zadartym ogonem, a huśtawka okręciła się dookoła.
Najsilniejszy obejrzał się za siebie. W stronę huśtawek biegł już barczysty ochroniarz wymachując rękoma.
- Wszystko jest pod kontrolą! Wszystko jest opanowane! – krzyczał.
Kot czarownicy parsknął cichym śmiechem i pociągnął najsilniejszego za drzewo. O pień stała oparta nowiutka, brzozowa miotła, lekko potrząsając kijem jak narowisty koń.
Ochroniarz zdołał dopaść szalejącej huśtawki i mocno chwycił ją za oparcie. Najsilniejszy dopadł miotły, a kot uczepił się pazurami u jego bluzy.
- Niech się dalej bawią dzieci, a miotełka wnet odleci – wymamrotał kot i miotła uniosła się w górę.
Najsilniejszy przypomniał sobie jak kiedyś jeździł na kucyku. Ścisnął kij miotły kolanami i zrobił honorową rundę nad placem zabaw, gdzie jak ogromny kleszcz przyczepiony do huśtawki ochroniarz kręcił się w kółko razem z Kłopotami.
Wylądowali dokładnie koło schodów małego domku i choć starali się zrobić to jak najciszej, czarownica wyjrzała przez uchylone drzwi.
Znacząco chrząknęła i podała najsilniejszemu szklankę wiśniowego soku.
Koło śmietnika, na gałęzi drzewa najgrubszy zawiesił samochodową oponę.
Na oponie siedziała Magda i bujała w powietrzu opalonymi nogami.
- I jak tam Jack? – zapytała. Najsilniejszy mocno odepchnął oponę. – Fajnie było?
- Odlotowo – powiedział najsilniejszy i spojrzał na schody domu czarownicy.
Tuż obok drzwi jakby nigdy nic, czarny kot pochłaniał porcję ryby. Za to w górze, nad ich głowami…
- Patrz, patrz! – zawołała Magda. – Jaka dziwna chmura!
Chmura przesuwająca się nad podwórkiem wyglądała zupełnie jak majestatyczny żaglowiec.
Towarzyszyła jej gromada jaskółek, a wiatr w gałęziach szumiał jak morskie fale.