
Wczoraj przyniosłam im ze spaceru świeżą trawkę, jak zwykle dorwali się wszyscy i sporo pojedli, a jeszcze trochę zostało w torebce na później.Położyłam to na parapecie.Już pominę fakt, że wszystko co nieuważnie postawię na parapecie zostaje splądrowane i wywalone...i nie ma znaczenia czy to garnek z resztką obiadu czy jakieś kupione warzywa/owoce.
Ostatnio straciłam w ten sposób podgotowanego kalafiora, którym bardzo zainteresowała się Yuki.
Ale wracając do trawy...rano była rozwleczona po całej kuchni i przedpokoju, po uprzednim wymoczeniu w wodzie wylanej z miseczki

Oskar umierając zgłodu płakał żałośnie, a reszta patrzyła zaskoczona co wyprawiam, zamiast dać wreszcie to spóźnione mocno śniadanie

nie masz co narzekać bo u mnie by jeszcze cofki były
