Życie toczy się dalej...choroba Pańci odeszła w zapomnienie,a koty? Bez zmian. Pomimo podawania kropelek Bacha nie ma przełomu

koty nadal tłuką się i pacają łapą przy prawie każdej próbie podejścia przez tego drugiego. Myślę jeszcze o wypróbowaniu Feliwaya, w końcu oba kastraty, może im troszkę brak tego feromonowego kawałka układanki międzykociej?
Wczoraj szłam na aerobik, małż wyciągnął torbę no i oczywiście kota pierwsza się dosiadła. Chyba myślała, że pańcio dla niej wyciągnął to świetne schowanko. Wlazła do środka i musiałam ją wypraszać.
Wiecie, że moje koty rozumieją słowa?
Przykład:
koty zjadły śniadanko, Axla nawet wszystko z misieczki swojej, Edek też. Edzinio odszedł na myjanki, a Axla siedi i PATRZY, acha! jeszcze by coś zjadła!
Mówię do niej (Edka nie ma w zasięgu wzroku):
dać ci jeszce coś zjeść? Tylko cicho bądź!
Bo jak zaczyna gadać, no to wiadomo- po kociemu Edzi rozumie i się zjawia, zawsze chętny, żeby coś wszamać.
Kota siedzi, nie gada. W tym momencie wpada Edzio z miną "JEŚĆ???"
Znaczy usłyszał moje słowa i zrozumiał.
Ani lodówka, ani szafka nie skrzypnęły, kota cicho- no musiał usłyszeć moje słowa
Dostały. Oba. No jak nie dac głodnemu (wiecznie)?
