
Szkoda, że nie pojechala na Tęczową. Tam wprawdzie pan wet nieco wyploszony bywa jak kot wariuje, bo mial przykre doświadczenia, ale jeśli chodzi o badania i diagnostykę to moja mam zachwycona jest. (Nie, żeby mieli jakieś super laboratorium, ale facet dokladnie i drobiazgowo bada; mojego rudego ostatnio oglądal z każdej strony chyba z pól godziny: obmacanie kota, wszystkich węzlów, osluchanie serca, pluc, tchawicy, gardlo i zęby obejrzal, oczy i uszy też, futro i paluchy, choć kocur tylko mial niewielką gorączkę i oklapnięty byl). Przy drugiej wizycie tak samo.
A jak potwór mamy po zalożeniu "abażura" niewyraźny byl, to poczekal w gabinecie po godzinach, bo twierdzi, że woli zostać po godzinach pracy i przyjąć nawet panikującego opiekuna ze zwierzakiem, niż już nigdy pacjenta nie zobaczyć.
A sedalinu moja koleżanka wet nie lubi, bo twierdzi, że jedne koty po tym śpią dwa dni, a inne latają po suficie
