Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Neigh pisze:Ja miałam połamany mostek - została mi taka jedna kośc wystająca. Smy skakali, on przeskoczył, ja zleciałam - ale idiotycznie bo na pachołki takie na krzyż - te co na nich poprzeczka lezy.........Ponoć wygladało to niewiarygodnie - wszyscy myśleli, ze kark skręciłam - ale nie.....ale nie.
Od tamtej pory się boję skakac. Jezdzic nie........ale wiecie w terenie to być może różnie
Maupa pisze:przestań, Flox. bo się spakuję w plecak i przyjadę tylko dla Chimery.
i tak, te wszystkie wypadki też sprawiają, że mam większą chętkę!
Maupa pisze:ej ej ej - umiem sobie zrobić krwiaka od strzemion jeszcze
parę lat temu jeździłam na obozy konne w wakacje i zawsze wracałam nie tyle z sińcami (to też, ale na tyłku), co z krwiakami na łydkach właśnie, od sprzączki strzemion. mam długie kończyny i nijak nie szło tego wyregulować, żeby się nie wbijało, a bałam się jeździć bez strzemion.
Maupa pisze:pamiętam, śledziłam Siowe zainteresowanie
w każdym razie nie mów hop, zrobię krwiaka tylko po to, żeby pokazać, że umiem!
KotkaWodna pisze:nic się cholerze nie stało, ale od tamtej pory był koniec z nadymaniem się przy zapinaniu popręgu![]()
KotkaWodna pisze:w tej samej stajni był też miły szalenie wałach, Desant, taki szpaczek ni to siwy, ni to kary, co to go kiedyś czyściłam i taaaaka byłam zadowolona, że taaaaki miły koń, nochalem mnie w dupsko trąca, tak delikatnie, pewnie mu się czesanie podoba....
ehe, podobało, ale wyżeranie mi cichcem dziury w dżinsach na tyłku :/
sia pisze:Dużo koni, przynajmniej tych, które znałam, ma kręćka na punkcie ludzkiego odzienia. Pewnej zimy regularnie chodziłam z obgryzionym szalikiem.
floxanna pisze:shira3 pisze:Raz jechałam na koniu. Na lonżyStrasznie wysoko....
Wyleczyłam się
Na Chimerze siedzi się jakieś 170 cm nad ziemią, może odrobinę więcej. Czy to aż tak dużo?
floxanna pisze:Oj, przykra sytuacja. Koleżance nic się nie stało?
Do obcych koni to i ja mam respekt, ale Chimera jest akurat takim zwierzem, że naprawdę nie trzeba się jej bać. Ma 15 lat, z czego co najmniej przez ostatnie 11 (5 u poprzedniej właścicielki i 6 u mnie) nie próbowała nikogo ugryźć, kopnąć itp., a podejrzewam, że i wcześniej raczej tego nie robiła. Gdy ją kupowałam, byłam po 13 latach przerwy w jeździe. Wcześniej też rewelacyjny jeździec ze mnie nie był, jeździłam rekreacyjnie w stajni zajmującej się głównie imprezami przy ognisku i organizowaniem jazd „za ogonem”, gdzie wystarczyło porządnie trzymać się siodła — niekoniecznie w siodle![]()
Sytuacja wyglądała tak: 13 lat przerwy, mikre umiejętności realnej współpracy z koniem i kierowania nim, w trakcie tych 13 lat przerwy duże kłopoty zdrowotne (mające pośrednio wpływ na moją sprawność fizyczną). I od razu skok na głęboką wodę, czyli samodzielne ściąganie konia z pastwiska spośród kilku innych koni i samodzielne jazdy po lesieWszystkiego uczyłam się jeszcze raz od początku sama (na pewno moja technika jest godna ubolewania, ale wystarczająca, żeby nie zrobić nią kuku sobie i kobyle, a widującym nas sarnom, łosiom, zającom itp. raczej wszystko jedno, na ile mam opuszczoną piętę itd.).
Użytkownicy przeglądający ten dział: Anna2016, muza_51 i 46 gości