Anduś ostatnio przyprawił mnie o ciężki atak serca.
W ubiegły piątek wieczorem zwymiotował zielonkawo-żołto. Rano było jeszcze ok., po południu też - normalnie się czuł, zjadł mięsko na obiad, wszystko było dobrze. Nie wiedziałam, co się dzieje. W nocy wymiotował jeszcze jeszcze trzy razy. Rano był jak szmatka, gdy do niego podeszłam to myślałam, że nie żyje

nie ruszał się, wzięty na ręce przelewał się,
oczy jak chińczyk itp. w lecznicy okazało się, że ma 41 st. gorączki, bolesność w okolicy żołądka. Dostał leki. Po kilku godzinach gorączka spadła, wygladał lepiej, ale nadal był słaby i nic nie jadł. W niedzielę znowu na sygnale pojechaliśmy do lecznicy, Ania-Zmienniczka pobrała krew. Pojechaliśmy do laboratorium, zrobiliśmy pełną morfologię i biochemię. Okazało się, że ma niewiele ponad tysiąc leukocytów (a norma wynosi od 10do 15 tys.).
Był już późny wieczór, musieliśmy czekać do następnego popołudnia na wizytę u weta, ja wertowałam net. i umierałam ze strachu. Taki spadek odporności kazał myśleć o najgorszym

Pół nocy nie spałam, śnił mi się Andek i koszmary ... Kot słaby, nie jadł, na siłe karmiliśmy go a/d hillsa.
Jak Ania CoolCaty zobaczyła wyniki to tylko z Anią-Zmienniczką spojrzały po sobie. Widok tych grobowych min prawie odebrał nam resztkę nadziei ...
Dziewczyny zaczęły od testu na panleuko, potem zrobiły FiV/Felv. Wszystkie testy wyszły negatywne ...
Mały dostał kolejną dawkę leków, pobrano mu krew, z którą mieliśmy pojechać do laboratorium. Gdyby poziom leukocytów nie uległ zmianie mieliśmy mu podać neupogen (silny lek aktywizuje organizm do produkcji białych ciałek), no i przyjechać następnego dnia na leczenie.
W powtórzonych wynikach wyszło 10 tys. leukocytów czyli w granicy normy
Poprzednie wyniki nie były przekłamane - pani w labie się zarzekała, że to
niemożliwe, zresztą CC też uważa, że faktycznie mógł wystąpić taki drastyczny spadek białych ciałek, gdy organizm np. się ciężko zatruł i walczył z jakimś świństwem.
W poniedziałek Anduś zjadł sam kolację, od wtorku je sam (mniej niż zawsze, ale CC powiedziała, że organizm sam sobie powoli wszystko wyreguluje, że nie ma potrzeby podawać mu niczego na pobudzenie apetytu).
Wczoraj kocio już normalnie jadł i się bawił.
A ja zachodzę w głowę, co mogło spowodować taki uderzeniowy spadek odporności ? Zatrucie np. ? ale czym ? normalnie głowie się i głowię.
W ogóle dla mnie to cud jakiś - ten jego powrót do zdrowia.
Chyba ktoś go lubi tam u góry

Może mój śp. Pisio ma coś z tym wspólnego ? Naprawdę racjonalnie nie potrafię sobie tego wytłumaczyć -
"cuda Panie, cuda"
Ech.