Wreszcie się zrobiło kontrolne badania Tadzika. Trochę to jakieś utrudnione wyszło, najpierw zapomniałam, że do badania krwi musi być na czczo i radośnie nakarmiłam rano

A oddania moczu zdecydowanie odmówił. Dałam mu spokój na kilka dni, a wtedy dla odmiany wszystkie wetki z przychodni wytłukło, został sam szef (bardzo dobry chirurg, ale poza tym wet z niego... ekhm). Wyszło mi, że do pobrania stosownych płynów z kota niepotrzebna jest niesłychana sprawność... No cóż. W końcu się udało

Ale patrzeć, jak ten facet się bierze do pobrania krwi, to jest naprawdę widowisko

Najpierw przygotował sobie kawałek gazy. Potem założył gumkę na łapkę. Potem przygotował sobie drugi mokry kawałek gazy. Potem pogrzebał w szufladzie, wyjął probówkę. Po namyśle pogrzebał jeszcze raz, wyjął drugą. Wziął żyletkę, ogolił łapkę, tylko że trochę za bardzo skrobnął i kocur się zdenerwował. Zdjął gumkę na chwilę, popadł w zadumę. Poszukał tu i ówdzie, znalazł rolkę plastra, wstawił tam probówki. Założył gumkę z powrotem, zdezynfekował łapkę. Rozejrzał się po gabinecie, znalazł igłę. Wbił dość sprawnie, wyłapał krople do jednej probówki, do drugiej. W międzyczasie Tadzik strzepnął łapą, pół stołu zrobiło się w krwawe kropki, po łapie pociekło. Probówki zostały zakorkowane, gumka zdjęta, trzeba było przystąpić do mycia łapy i okolicy. Tadzik wkurzony, łapa mokra, stół w smugi... O rany

Moczu oczywiście nie dało się złapać od razu, zostawiłam biedne zwierzę na parę godzin, i o dziwo, dało się. Przyleciałam potem po kota i wyniki. Mocz idealny, nad krwią szanowny wet kręcił nosem, że kreatynina za blisko górnej granicy (a jest lepsza - poprzednim razem była równe 2, teraz 1,70), mocznik ociupinę poszedł w górę (jest 64,88). No i zaczęło się proponowanie karmy nerkowej, głównie RC

Uprzejmie wyjaśniłam, że jeśli ma być mniej białka w pożywieniu, to raczej zmniejszę ogólną ilość pożywienia, bo bydlątko trochę za łakome jest, a nie będę w niego pchała wypełniaczy, zbóż i innego badziewia. Zważywszy, że kot to stuprocentowy drapieżnik. Odpowiedź pozostawię litościwie nie zacytowaną...
Wybrałam się więc do wetki, kiedy już się wreszcie pojawiła. Była całkiem zadowolona z wyników, uznała też moją filozofię żywieniową za rozsądną

A jak chodzi o mocz, to powiedziałam jej, że ponieważ jeśli przestaję dawać Uropet to pojawiają się kryształki, wobec tego po opanowaniu problemu tylko zmniejszyłam o połowę podawaną porcję i wyniki są jak widać. W końcu skłonność do kryształków nie idzie sobie precz ot tak sobie, normalnie podaje się karmę delikatnie zakwaszającą. Zacukała się trochę, obejrzała starannie ulotkę od Uropetu i wyszło jej, że nie ma przeciwwskazań, żeby tak robić - nie są potrzebne okresy "odpoczynku", a w każdym razie nie piszą o tym. Więc dała swoje błogosławieństwo. Za to między innymi ją cenię - zawsze jest gotowa myśleć i kojarzyć, a nie tylko rutynowo stosować to czy tamto. Chętnie się uczy z dowolnego źródła, byle miało to sens. Powiada, że leczy konkretnego kota, a nie chorobę
Czyli następna akcja gdzieś w styczniu.
A tak BTW - jak byłam po mięcho, to Agal powiedziała mi, że normy kreatyniny i mocznika ustalane są dla kotów jedzących głównie suche, a dla barfujących są trochę wyższe, i można o tym doczytać na Barfnym Świecie. Muszę poszperać i potem uszczęśliwić informacją wetkę
Funio trochę parskał i siąpił z noska, dostał mieszankę kropelek z antybiotykiem i póki co przeszło mu.
Czy pisałam już, że kocurasy jadają z eleganckiej porcelany?

Z takich szerokich, płaskich filiżanek w chaberki

No więc Stary raczył wytłuc jedną z nich

Jedna to za mało, wobec czego ruszyłam dziś po budkach z towarami zoo. Mają teraz solidne zielone michy Trixie, o takie:
http://www.personalised-pet-products.co ... 00x500.jpg , tylko mniejsze, 11 cm średnicy

Jeśli ktoś nie widzi dokładnie obrazka, to na dnie michy jest naszkicowany leżący na pleckach z pękatym brzuszkiem, uśmiechnięty z zadowoleniem kocur, a napisane tam jest "Thanks! ...for service!"
