Zaglądam, żeby się pochwalić wizytą u wetki a tu Twoje Urodzinki...
No to

i

i

i

i niech to, co robisz przynosi Ci mnóstwo radości i satysfakcji, no i wyadoptowania szarańczy
A teraz do rzeczy. WPAKOWAŁAM OBOJE JUŻ W DOMU!!!!! TŻ mi pomógł, bo najpierw wsadził rękę do środka, żeby Otis nie rzucił się z zębami, było fuknięcie i koniec cisza aż do gabinetu z postojem przy aptece, bo u mnie szpital dwunożnych w domu

W gabinecie Otis dostał porcję czegoś żółtego do rany po czym śmierdzi jak dobry szpital wojskowy (ma ksywkę "szpitalnik" i nikt nie chce go teraz brać na kolana, bo lizolem zajeżdża) a Soni wyczyszczono pięknie uszka. W tzw. międzyczasie Otis już siedział w transporterze i jak dołożyłam Sonię, to się złościć zaczął i kłapać zębami, ale my z Izą się kotów nie boimy, więc Iza zdjęła kratkę i grozi mu palcem a on na nią szczerzy kły, to ona mu na udobruchanie trochę RC położyła, powąchał, nie tknął, ale Sonię puścił na koniec i już cicho dalej siedział, a my sobie pogadałyśmy z pół godziny, bo jakoś nie było widać innych chorych

a bidaki w klatce i co Otis warczeć zaczynał - to ja pukałam w transporter. W drodze powrotnej cisza i spokój, w domu jedno fuknięcie i już ich wypuściłam. Manewry uważam za bardzo udane i mam mocne postanowienie powtórki, zwłaszcza, że Sonia nie daje sobie uszu czyścić, a Otis to już chyba przywykł, bo jesteśmy u wetki raz w tygodniu od 2 miesięcy

Ale mamy nadzieję, że to już ku końcowi zmierza, bo została tylko mała kieszoneczka a reszta brzucha, to już nawet futerkim porosła

No śmy się napisali...Udanego wieczoru życzę
