Witajcie Moje Kochane. Z wielką ulgą informuję, że Wasze kciuki chyba są magiczne jakieś, bowiem nareszcie czuję się lepiej

*
Nie było mnie, bo odwiedzaliśmy wczoraj zamek Książ, w którym zorganizowano zapierającą dech wystawę kwiatów. Gdy uporam się z masą fotek, wstawię link do albumu, dla wszystkich Dużych, które lubią roślinki. Moje maleństwa pierwszy raz zostały wczoraj same na dokładnie 14 godzin! Gdy wróciliśmy, siedzieli "na baczność" (tylko koty potrafią tak siedzieć

) przed wejsciowymi drzwiami. Nie opuścili nas ani na sekundę przez calutką noc. Sprawiali wrażenie, jakby w ich łepkach pojawiła się myśl -
obiecuję, już zawsze będę grzeczny...
Przed wyjazdem, rano dałam im śniadanko, i zostawiłam zapasy na miseczkach. I wiecie, co? Przez 14 godzin te żarłoki nic nie zjadły. Ani okruszynki. Tęsknili, czy spali?? Wolę samolubnie myśleć, że to pierwsze
*
(Jeśli chodzi o zdrówko: tato skombinował mi jakiś syrop - od szamanów chyba - po którym najpierw koszmarnie dusiłam się dwa dni, a potem zaczęły "opuszczać" mnie tak potworne "nieczystości", że byłam po prostu w szoku. Kaszlałam i kichałam czymś koszmarnym, ale ... nareszcie oddycham swobodniej. W trakcie ostatnich dni w pracy, dusiłam się na zajęciach. Odbierało mi głos. Zostawiałam uczniów, wychodziłam z klasy, by się wykaszleć, wypłakać, a i tak nic to nie dawało. Czuję się tak osłabiona, że nie mogę sama sobie odkręcić butelki z wodą. Ale od wczoraj jest naprawdę lepiej. Właśnie jestem po kolejnej dawce leku i czekam, co będzie.)