No to są nowe kocięta. Nie było jednak łatwo.
Pierwsza tri urodziła się sama, ale wymęczona taka. Drugiemu kociakowi pękł pęcherz i mały został w kanale rodnym. Po dłuższym czasie wyparła trzeciego, ale drugi się zaklinował całkiem. Parła, parła i parła i nic. Także była cesarka. Z cesarki mam dwa malce jeszcze, zaklinowany nie przeżył niestety, całkiem utopiony czekoladek

(buuuuuuuuuuuu cały czekoladowy kocurek)
Pierwsza urodziła się czekoladowa trikolorka, drugi kremowy kocurek. Z cesarki mam drugiego kremaka i liliową szylkretkę.
Vanilka długo, długo budziła się z narkozy, bo niestety wyhodowała sobie sporą warstwę tłuszczyku w ciąży... Dostawianie do sutków kociaków po narkozie to też niezła "zabawa". Kilkugodzinne wiszenie nad kotką "no chwyć, no trzymaj, no ssij". Teraz już ładnie karmi, a malce ssą i przybierają.
Jeszcze nie jestem spokojna, bo Vanilka nie chce chodzić (poza fazą pijanego zająca), nie robiła kupy, a i mała tri ciut mnie niepokoi..... no ale ma być dobrze
