Blond Tornado pisze:Dałaś mu serce i dom, nie mógł od losu otrzymać piękniejszego daru.
piękne słowa
pamiętaj o nich Siean
przytulam mocno
[']

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Blond Tornado pisze:Dałaś mu serce i dom, nie mógł od losu otrzymać piękniejszego daru.
Pojawił się w zeszłym roku, na początku lata. Łaciaty, białoczarny koci podrostek. Podobno był chory, miejscowa opiekunka piwniczaków wzięła go do domu, podleczyła... Dlaczego wypuściła? Ponoć się tego domagał. I nie potrafił sobie poukładać relacji z jej kotami.
Tak czy siak, znalazł się na podwórku.
Miskę miał zapewnioną, miejsce do spania też, o ile nie wdawał się w bójki z Pimpkiem i Matyldą, miejscowymi piwnicznymi. Jednak jemu nie to było potrzebne do szczęścia. Owszem, spędzał sporo czasu wygrzewając się na trawniku, ale równie dużo czasu, jeśli nie więcej, spędzał na pobliskim przystanku, gdzie zagadywał do ludzi domagając się głasków.
Im bliżej była jesień, tym pojawiał się rzadziej. Czasem, czasem zaglądał pod ławkę, gdzie stale stały miseczki z karmą. Przychodził z pobliskiej AR, więc wyglądało na to,że znalazł miejsce wśród tamtejszego stada.
Tymczasem w okolicy zaszły dosć istotne zmiany. Remont placu Grunwaldzkiego powoli zmierza ku końcowi, ruch samochodów się nasilił... Pimpek i Matylda przeniosły się do domu, mając dość wykopów jakie zaczęto robić na dotychczas spokojnym podwórku.
Zobaczyłam go na początku lutego. Białoczarny kot przebiegał utykając przez jezdnię. Co mnie zdziwiło - przychodził z drugiej strony ul. Skłodowskiej, jakby teraz tam, w starych piwnicach, było jego nowe terytorium. I znów zaczął pojawiać się częściej - tym razem chodził pośród ludzi i zagadywał do nich.
Zaczęłam nosić mu jedzenie. I jednocześnie tłumaczyłam sobie, że to, co powinnam zrobić, to nonsens. Bo czternaście kotów w domu, bo u Luciano zdiagnozowano białaczkę...
We wtorek zobaczyłam, jak przebiega tuż przed kołami autobusu. Centymetry dzieliły go od śmierci. Przeszłam za nim na drugą stronę ulicy, zawołałam. Odmiauczał. Pogłaskałam, spróbowałam wziąć na ręce.
Wtulił się we mnie całym ciałem i zaczął mruczeć, zamykając ze szczęścia oczy.
Mruczał jak go niosłam do domu, jak wchodziłam po schodach i do mieszkania.
Mruczy nadal. Wystarczy tylko go pogłaskać. Barankuje, wystawia brzuch do miziania... Ideał kota. Najchętniej by nie schodził z rąk.
Siean pisze:Mecenas nadal marudzi. RAz jest to wściekłe wycie ostrzgające wszystkich, że ma zły humor i żebyśmy mu nie wchodzili w drogę, raz pełne pretensji marudzenie...
Gada tak, jak gadał przed wielu laty, kiedy to chodził po działkach i zaczepiał każdego człowieka marudząc mu, jak to bardzo nieszczęśliwy się czuje tu, na ogródkach.
Zastanawiam się, co mu jest...
Siean pisze:choć nigdy wcześniej nie reagował tak na inne marcujące się kocice... Ale fakt, ze zachowuje się dokładnie tak, jak wtedy gdy był pełnojajecznym kocurem z zapaleniem oskrzeli i zaczynał "ustawiać" nam dom.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Sigrid i 382 gości