No.
To jesteśmy z powrotem.
Z zaleceniami - kontynuacja leczenia oczek Stasi, dokładnie tak samo, jak było. Doktor Warzecha była skłonna przychylic się do naszych sugestii, że utrzymywanie oka Stasi nie jest dla niej dobrym rozwiązaniem - przeciez chodzi o komfort zwierzaka, który teraz chodzi obolały, ze stanem zapalnym najczulszego chyba organu - no i z ryzykiem, ze te perforacje będą się powtarzać. No ale przyszedł, poproszony o konsultację, dr. Garncarz, i zawyrokował (
dokładnie "zawyrokował" - potraktował nas wyjątkowo z góry i niestety obcesowo, jakbyśmy conajmniej dla własnego widzimisię to oko chciały usuwać
), że oko jak najbardziej kwalifikuje się do leczenia i że moze nawet Stasia kiedyś na nie będzie widzieć (
że przed przepukliną nic na nie nie widziała, jakoś go nie przekonało, nasze argumenty za usunięciem gałki też nie). I że leczymy dwa tygodnie, a potem patrzymy.
No dobra. Garncarz jest guru, on się zna

. Oczy więc przez najbliższe dwa-trzy tygodnie zakraplamy stałym zestawem i patrzymy, co się dzieje. Mamy też sprokurować Stasi jakiś kołnierz, żeby sobie oczka nie uszkadzała.
A ja z przerażeniem czekam końca podawania tolfe i końca podawania antybiotyku...
No nie będę ukrywać, nie jestem przekonana. I, co ciekawe - taki efekt psychologiczny - poszło bardziej o formę niż o treść, bo tę zaakceptowałabym, podaną inaczej.
No, to sobie ulżyłam
Władzinek też dostał krople, bo niestety po szczepieniu mu się oczka "rozmaśliły"

).
Dla cierpliwych cioć w podzięce za kciuki trochę fot bawiącej się (i nie tylko

) młodzieży
A oto dowód, że dzieci sa szybsze od aparatu, który musi się namyślić

- tu były dzieci... jeszcze sekundę temu
I śliczna Helcia
