Monia już na szczęście lepiej, była jak szmatka, tylko leżała i już naprawdę się o nią martwiłam.Codziennie chodziłyśmy do weta, dostawała zastrzyki, ale wczoraj już nie miała gorączki, dostała więc tylko antybiotyk, w poniedziałek mam nadzieję pójdziemy już ostatni raz.
Oto Monia.

Pozostałym kotom nic nie dolega i oby tak dalej, ale to kociaki i z nimi to nigdy nic nie wiadomo.Są urocze, wesołe, rozbrykane, ale grzeczne.Jedzą jak smoki, mają pękate brzuszki, tak jak być powinno.Najmilsza jest Majka, ona jest bardzo proludzka, wystarczy ją dotknąć, a już mruczy jak traktor.To ulubienica Fredka.Kocie stado mi się podzieliło.Starsze koty leżą na parapetach albo na hamaczkach na balkonie i robią się coraz grubsze

, zwłaszcza Gucia i Benia.

Młodsze lubią być w "dużym" pokoju, gdzie mają plac zabaw.Szaleją, bawią się w chowanego w tunelu, a potem zmęczone zasypiają na kanapie.Obok malców bywa Malwa, Klara i Fredek, ale wszystkie się nie zawsze mieszczą.Klara bardzo kocha Monię, najbardziej kolorową kotkę, ale tygryski też wylizuje i przytula.

Najsłodszą, najmilszą z kotek jest Malwa, kocia mama.To spokojne, delikatne stworzenie.Już nie boi się innych kotów, opiekuje się maluchami, ale daje im dużo swobody.Uwielbia być głaskana, ale nie narzuca się.Lubi leżeć na parapecie okiennym, ma świeże powietrze, no i zawsze coś za oknem jest ciekawego.To będzie piękna kotka już niedługo, a charakter ma cudowny.
