Dwa wcielenia Ryska przy podawaniu tabletki
Jak to czasem bywa w emocjonujacym zyciu kazdego kota przychodzi taka straszna chwila, kiedy jego opiekun wmawia sobie ze musi kotu podac tabletke, dla dobra kota rzecz jasna. Kot,y jak wiemy, maja wlasny poglada na te sprawe i uwazaja, ze tabletki sa im wpychane sila do pyska dla dobra ich opiekunow, celem zapewnienia rownowagi psychicznej, w ramach niepojetego dla kota sadyzmu
Otoz Rysio nasza domowa ciapa wydawal sie oko najlatwiejszym kotem do spacyfikowania. Tak przynajmniej uznal moj TZ, ktory nie docenil zlozonej osobowosci Rysia. To TZ najczesciej aplikuje Trio rozne mikstury, ja sie nie znam na tych zloznych podchodach.
TZ przybyl ze stosowna tabletka i postanowil zapodac ja Rysiowi najprosciej, czyli otwierajac mu paszcze i wrzucajac lek. Jednakze w tejze chwili w Rysiu uaktywnil krwiozerczy potwor (wg relacji TZ-ta), ktory uruchomil skomplikowany system szczek i zaciskow, gryzac przy tym wielokrotnie Piotra. Piotr ktory jest uparty w dazeniu do celu, owinal wiec Rysia w recznik i znowu usilowal rozwrzec mu paszcze, unikajac przy tym zebow. Ale Rysio (na pozor malo bystry) rozszyfrowal go i mimo unieruchomienia, znowu zrecznie pokasal mu reke.
TZ zastosowal na Rysiu jeszcze kilka awaryjnych planow, lacznie z lezeniem na kocie i po 30 minutach pogryziony, az po nagarstki juz w obydwu rekach, opluty przez kota, z wymiedlona tabletka na podlodze oswiadczyl: Poddaje sie, temu wampirowi

nie jestem w stanie niczego wepchnac do pyska.
Na placu boju zostalam ja. Jak wspominalam bardzo rzadko podaje kotom cokolwiek, bo swietnie robi to moj maz.
Z duza obawa zaczelam zblizac do Rysia znowa tabletka w dloni, marzac o gumowych rekawicach do lokci i podajniku na zelaznym statywie.
Rysio rozkochanym wzrokiem patrzyl na mnie szczesliwy ze Piotr sie od niego odczepil. (Bo wiecie Rysio mnie kocha - bezgranicznie

.)
Wsadzilam na place miedzy zeby i wowczas stal sie cud. Rysia oczy zaczely wyrazac panike:
Nie, nie wkladaj tam palcow proooosze, mam okropnie ostre zeby, moge Cie niechcacy ugryzc....rany co robisz....ja Cie nie moge ugryzc, bo Cie kocham....no wez te paluchy.....nie chcesz wziasc. Kurna co robic? musze otworzyc szczerzej paszcze...szeeeeerzej, rany juz szerzej nie moge, bo mi usmiech za uszami konczy. Juz? Moge zamknac? Co tam mam na jezyku? No niewazne, lykne, bo mi przeszkadza, wazne ze wyjelas te paluchy. Mylas je chociaz?
Rany chyba Ci sie nudzi
Caly zabieg trwal w moim wykonaniu 4 sekundy, po wlozeniu placow miedzy zeby Rysiek tak rozwarl szczeki, ze polozylam spokojnie tabletke na jezyku i zamknelam mu paszcze. Lyknal i koniec. Musialam tylko umyc zaslinione place.
TZ oslupial, ja tez. Potem wpadalam w dume. To sie nazywa kocia milosc.
Od tej pory wylacznie ja podaje Rysiowi tabletki, wciaz ta sama technika i ciagle mam te same osiagniecia.
Rysia zlozona osobowosc, ujawnila sie z okazji tabletki: w postaci rekina ludojada przy Piotrze, zeby przy mnie przeistoczyc sie w bezzebnego glonojada
