» Wto maja 29, 2007 17:00
A to specjalnie dla forumowych dzieci - bo mole rosną, rosną...nowe fotki trzeba będzie wstawić...już biegają boczkiem, wszędzie ich pełno i tylko na noc wracają do szafy, bo w szafie, jak wiadomo najlepiej się śpi.
Więc dzieci ludzkie i kocie, usiądzcie sobie na chwilkę i posłuchajcie...
Kiedy do kamienicy stojącej tuż przy łopianowym polu wprowadził się razem z rodzicami mały chłopiec, wszyscy chłopcy z osiedla ucieszyli się, że przybędzie im nowy piłkarz. Bo na podwórku było jedenastu chłopców, i nijak nie można było sprawiedliwie podzielić się na dwie drużyny. Rzecz jasna zawsze ktoś mógł być sędzią, ale zwykle kończyło się to awanturą, no bo co to za przyjemność gwizdać i krzyczeć, i wszyscy są niezadowoleni, bo – sędzia kalosz!
Więc chłopcy z podwórka, siedząc na ławce i na krawężniku (na trzepaku zawsze siedziały dziewczynki, i żaden szanujący się futbolista nigdy nie zająłby tam miejsca) obserwowali jak z samochodu kolejno wynoszono szafy i szafki, pudła i pudełka, a na samym końcu… czarne pianino.
- No fajnie! – westchnął najstarszy z chłopców, a pianino kłapnęło czarną klapą i pokonało klawisze – zupełnie jak pies pokazujący zęby.
- Dobra, zmywamy się – powiedział najgrubszy z chłopców. Rozejrzał się po kolegach i wskazał na najmniejszego. – A ty dzisiaj sędziujesz.
Powiedział tak, bo przez chwilę mu się wydawało, że zobaczył w jego oczach błysk zainteresowania, gdy z samochodu wyjęto pianino.
Tymczasem w mieszkaniu na rogu, którego trzy okna wychodziły na Łopianowe Pole chłopiec wypakował swoje nuty, i książki, a ze specjalnego pudełka wyjął fotografię Dziadka i powiesił ją tuż nad pianinem.
A potem wyjrzał przez okno.
Od Łopianowego Pola szedł świeży, ostry zapach młodych liści, delikatny szum wiatru i było tak pięknie, że aż chłopcu zrobiło się smutno.
- Dziadku… - szepnął i spojrzał w niebo. Małe chmurki były okrągłe, jak kółka dymu z dziadkowej fajki – Dziadku…
Pod oknami coś zaszeleściło i przebiegło pomiędzy liśćmi.
Chłopiec zawrócił do pokoju, otworzył pianino i zagrał kilka nut.
Z za okna, z gałęzi starego orzecha rosnącego tuż obok niedużego domku nieśmiało odpowiedział mu jakiś ptak.
A kiedy Dziadek lekko mrugnął do wnuka chłopcu zrobiło się lżej na sercu.
Po południu wyszedł przed dom i zobaczył jak na środku podwórka chłopcy dzielą się na dwie drużyny, ale albo go nie widzieli, albo nie chcieli widzieć.
Chłopiec po cichu zawrócił. Szedł przed siebie, licząc płytki na chodniku i tak bardzo się zamyślił, że nie zauważył idącej z naprzeciwka staruszki.
- Przepraszam – powiedział.
Staruszka uśmiechnęła się.
- Nowy lokator? – zapytała, a chłopiec skinął głową.
- Mieszkam tam, gdzie jest ten duży balkon.
- Wiem – odpowiedziała i przyjrzała się uważnie balkonowi – A… tam stało takie drewniane pudełko.
Chłopiec przytaknął i powiedział, że tata wyniósł je do śmietnika.
- To niedobrze- rzekła staruszka. – Mógłbyś je tam na powrót postawić?
Chłopiec pobiegł w stronę śmietnika i za chwilę pojawił się z pudełkiem.
- To ważne? – zapytał, a staruszka przytaknęła.
- To sypialnia Dziadka – wyjaśniła.
Wyjęła z pudełka niebiesko-biały koci wytrzepała go starannie. Chłopiec drgnął, jakby ktoś ukłuł go szpilką.
Wziął pudełko i skierował się do domu.
Sypialnia Dziadka… Sypialnia Dziadka…
Ustawił pudełko w rogu balkonu, tam gdzie na betonie była jaśniejsza plama i wrócił do pokoju.
- No i jak tam koledzy? – mama wsunęła głowę do pokoju.
Chłopiec wzruszył ramionami i otworzył szufladę komody.
Sweter Dziadka pachniał tytoniem i wodą kolońską. A kiedy chłopiec wtulił w niego twarz był szorstki jak dziadkowe wąsy.
Wieczór zapadł powoli – nad Łopianowym Polem poczerwieniało niebo, a słońce schowało się głęboko w liście.
Spomiędzy traw wyleciały świętojańskie robaczki.
Chłopiec po cichu wyszedł na balkon i usiadł na rozgrzanym betonie.
Za ścianą, zmęczeni przeprowadzką, spali rodzice.
W łopianach odezwały się świerszcze, a tuż obok balkonu, jak mały czarny liść, przeleciał nietoperz.
A na niebie, pokazały się gwiazdy – jaśniejsze niż w środku miasta.
- Czy możesz się trochę przesunąć – pod balkonem rozległ się zrzędliwy głos. – chyba, że chcesz, żebym skoczył na ciebie.
Chłopiec zerwał się na równe nogi.
Hop – tuż obok niego pojawił się duży, pręgowany kocur.
Miał postrzępione uszy, bliznę na nosie i na pierwszy rzut oka nie był pierwszej młodości.
- Widzę, że wróciła moja paczka – powiedział.
Powoli, niespiesznie umył sobie uszy i spojrzał życzliwie na chłopca.
- Wydawało mi się, że mnie wołałeś – zamruczał kot.
- Nikogo nie wołałem – powiedział chłopiec.
Spomiędzy chmur wyjrzał księżyc, a cienie łopianów zrobiły się prawie czarne.
- A rano? – zapytał kot. – zawołałeś mnie dwa razy.
- A, to… - chłopiec spojrzał w tarczę księżyca. Zobaczył góry, kratery i morze. – Myślałem o moim Dziadku.
Kot powoli wszedł do paczki.
- To zabawne – powiedział, - bo jedynym Dziadkiem na podwórku jestem ja.
Nastroszył wąsy i zaczął udeptywać koc.
- Mogę cię pogłaskać? – zapytał chłopiec i wyciągnął rękę.
- Nie! – odpowiedział kot. – Nie lubię czułości. Ale możesz podrapać mnie za uchem.
Sierść kota była miękka i ciepła.
- Dlaczego tak masz na imię? – zapytał chłopiec.
- Jestem najstarszy ze wszystkich kotów… - wytłumaczył – Pamiętam, jak Kociara nosiła szpilki.
- Kociara? – zdziwił się chłopiec. – Kto to taki?
Kot spojrzał w stronę małego domku.
Kuchenne okno świeciło ciepłym blaskiem między liśćmi.
- Ta staruszka, która kazała ci odstawić paczkę – powiedział. – Wszyscy myślą, że jest czarownicą.
- A jest? – zapytał chłopiec.
- W pewnym sensie – odpowiedział dyplomatycznie kocur. – Ale nie zamienia dzieci w ropuchy. Ratuje zwierzęta. Mi samemu pomogła wiele razy.
Chłopiec wyciągnął rękę, aby jeszcze raz podrapać kocura za uchem, ale ten odsunął się.]
- Już ci mówiłem, że nie lubię czułości. Ale nie pogardziłbym czymś do zjedzenia.
Chłopiec zamyślił się – nigdy w życiu nie miał kota , i jedyne, co wiedział o kotach to to, że łapią myszy i piją mleko.
Ale gdy postawił przed kocurem miseczkę mleka, ten parsknął śmiechem.
- Miałem na myśli kawałeczek ryby i trochę czystej wody. Jeśli nie masz ryby, to może być mięso. Widzę, że wszystkiego trzeba cię uczyć od początku...
Kiedy w lodówce znalazło się wszystko, co powinno było się znalezć na kociej misce, kocur odprawił chłopca do spania i zabrał się do jedzenia.
Na drugi dzień rano chłopiec wyjrzał na balkon, ale zobaczył tylko gruby, pręgowany ogon znikający w łopianach.
Pomyślał sobie, że akurat teraz chciałby być kotem, bo wcale nie miał ochoty iść do nowej szkoły.
No i miał rację , bo zaraz na pierwszej przerwie duży chłopak z podwórka chwycił go za koszulkę i popchnął w kierunku parapetu, na którym ktoś kredą i atramentem narysował klawisze fortepianu.
- A teraz Szopen zagra nam koncert – powiedział drugi, gruby chłopak i chłopiec musiał udawać, że gra, a wszyscy dokoła wołali „brawo” i „ bis ” .
Oczywiście pani zaraz zauważyła, że chłopiec ma upaprane ręce i wpisała mu uwagę.
O tym wszystkim chłopiec nie opowiedział w domu, za to opowiedział staremu kocurowi, kiedy ten wieczorem pojawił się na balkonie.
A opowiadało mu się tak łatwo i prosto, tak, jak kiedyś, gdy siadał na bujanym fotelu Dziadka a Dziadek cierpliwie słuchał wszystkiego i tylko kiwał poważnie głową.
- No tak – zamruczał kocur – no tak.
I zamyślił się głęboko.
Kilka następnych dni było dla chłopca istną torturą. Szedł do szkoły, a w gardle siedziało mu coś kolczastego – jak gdyby połknął jeża, albo zielony kasztan...
A ze szkoły nauczył się wracać bocznymi drogami – przez łopianowe pole.
Jednak pewnego popołudnia musiał być szybciej w domu – a, jako, że okrężna droga była naprawdę długa – musiał przejść przez podwórze.
Dwie piłkarskie drużyny zawzięcie kopały piłkę, a najmniejszy chłopczyk dmuchał w gwizdek.
Na widok chłopca drużyny przerwały mecz.
- O, Szopen, Szopen idzie ! Teraz przerwa na koncert !
I kiedy chłopiec już – już miał odegrać koncert na wysmarowanych błotem dachówkach otworzyła się furtka ogrodu otaczającego malutki domek.
Na środek boiska drobnymi kroczkami szła staruszka. W ręce miała czarny parasol z zakrzywioną rączką a u jej boku szedł wielki, pręgowany kocur z postrzępionymi uszami.
- Teraz zagra nam cała orkiestra – zawołała staruszka , a chłopcy jak zaczarowani skoczyli do instrumentów. Największy zabębnił na pokrywie od kubła na śmieci, najstarszy wyciągnął skądś ramę starego łóżka i grał na przerdzewiałych sprężynach jak na harfie, najgrubszy dmuchał co sił w metalową rurkę, a dwaj bramkarze, na środku boiska wykonywali baletowe figury.
Z krzaków otaczających domek wyszły małe kocięta i turlały się za śmiechu po trawie, sędzia trzymając się za brzuch wierzgał nogami, a stary kocura i Czarownica chichotali złośliwie.
- Brawo, brawissimo – zawołała staruszka, kiedy dostrzegła, że piłkarze zaczęli opadać z sił.
Straszliwy hałas, jaki robili nagle ucichł.
- A może coś na bis ? – zapytał cichutko chłopiec.
- Wystarczy, wystarczy – jęczeli piłkarze.
Chłopiec zaklaskał w dłonie i poszedł do domu. Był już prawie u drzwi klatki schodowej, gdy nagle dogonił go bramkarz.
- Mam na imię Marcin – powiedział.
Wieczorem chłopiec wyszedł na balkon i zastukał w metalową miseczkę.
- Dziadku - zawołał i spomiędzy łopianów wyszedł pręgowany kocur.
- A, - powiedział nieco cieplejszym tonem – widzę, że tym razem będzie kolacja, jak się patrzy.
Zjadł i otarł się łbem o nogi chłopca.
- No, opowiadaj – powiedział – Ten Marcin, to...?
I chłopiec zaczął mówić. O tym, że piłkarze poprosili, żeby napisał dla nich hymn drużyny, że staruszka z domku obiecała, że uszyje im klubową flagę, że Marcin chciałby nauczyć się grać na gitarze...i tak się zagadał, że nawet nie spostrzegł się, kiedy księżyc wywędrował na sam środek nieba.
A wtedy pokazał kocurowi gdzie na srebrnej tarczy są góry, gdzie są kratery a gdzie jest morze.
Stary kocur nastroszył wąsy i uśmiechnął się.
- Dawno, dawno temu, - zaczął – gdy byłem mały...
Nocny wiatr przywiał skądś zapach fajkowego dymu. „Dawno, dawno temu ”
zaszeptały łopiany i serce chłopca opuścił smutek.

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!