jestem przesadna. potrafie wkrecac sobie przedziwne filmy. to tak na poczatek

Zapasiero zostalo we wtorek rano pokazane vetce i potwierdzona zostala sterylka na srode, Zapasiero mialo glodowke dobowa przed zabiegiem.
Zasada Brygady jest "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" wiec skoro Zapasiero gloduje to Kazek i Renesh sie musieli, mniej lub bardziej entuzjastycznie, przylaczyc... Pierwsza godzina byla znosna... kolejne zapewne mniej, ale w pracy bylismy wiec dopiero po powrocie zostalismy otoczeni przez armie pustych brzuszkow... przed 20 skonczylam fitness i odebralam sms od TZ z uprzejma prosba bym cos na miescie kupila do jedzenia. Fakt, strach do kuchni wchodzic... Jako ze mialam sporo rzeczy do zabrania z auta TZ zszedl do garazu i koniec koncow wjechalam do boksu, zapalilam w aucie gorne swiatelko i zjedlismy.. W domu faktycznie bylo ciezko, terrorysci kazdy ruch odbierali jako chec pojscia do kuchni...
rano TZ ruszyl wczesnie bo mial jechac do Poznania, ja probowalam opanowac trojke glodomorow i sie ubierac rownoczesnie, rajstopy zalozylam na lewa strone

...
nastepnie zeszlam z Łapka do garazu, otwieram drzwi a tu.... auteczko z zapalonymi lampkami w srodku... i jak sie po chwili okazalo wyladowanym akumulatorem.

na szczescie TZ jeszcze nie pojechalwiec zawiozl nas do veta, do podpisania zgody na zabieg dostalam dlugopis ktory prawie nie pisal

....
oczywiscie moja poganska przesadna dusza juz stwierdzila ze to trzy znaki i ze lepiej malej nie zostawiac. koniec koncow zostawilam... odebralismy ja o 16 w dobrej kondycji, kamiec z poganskiego serca spadl

... polecono trzymac ja przeznoc w transporterze, nastepnego dnia ubrac w kubraczek, kontrola w piatek..
TZ wyszedl kolo 18 na pilke a potem na popijawe z okazji urodzin kolegi. a ja zostalam z Czarna Furia w domu, Zapasiero niemal rozwalila transporter na kawalki tak sie w nim rzucala.. kolo 19 ugielam sie i ja wypuscilam, ubralam w kubraczek i polozylam na lozko, do 22 lezala w jednej pozycji, sparalizowana. wyszlam na moment do toalety, wrocilam i okazalo sie ze Zapasiero to maly Houdini... kubraczek sciagniety... no to ja jeszcze raz cap i w kubraczek, po 10 sekundach sie uwolnila... zostawiam ja na lozku grzecznie spiaca... TZ dostawal relacje SMS i MMSowa z przebiegu wieczoru...
TZ wrocil o 1:30, oczywiscie obudzil mnie przerazony bo 'mala sie wydostala z transportera! mala nie ma kubraczka! mala lazi po calym domu'... okazalo sie ze MMS nie dochodzily do niego i zakladal ze malenstwo grzecznie w kubraczku spi zamkniete w skipperku...

.... ubralismy ja o 2 w kubraczek i zasnelismy...o 6 znalazlam kotka na mojej poduszcze a kubraczek w nogach.. i to by bylo na tyle jesli chodzi o dobra opieke pooperacyjna w moim wykonaniu

male czuje sie bardzo dobrze, sporo spi jeszcze, ale gdyby nie wygolony brzusio i lapka bym nie powiedziala ze cokolwiek sie z nia dzialoo