Beata pisze:Lorraine, czy ten dziki kot nie spedzil z Toba wiekszosci swojego zycia? mieszkal z Toba przeciez od dluzszego czasu
nie byl "domownikiem"?
To był zdecydowanie uwięziony domownik.
Nieszczęsliwy, chowający się po kątach, nieakceptujący człowieka
dziki kot. Nie jestem zwolenniczką wolnowychodzących kotów, ani szczęsliwych łapiących motylki i myszki wiejskich kotków chociażby dlatego:
http://nfo.pl/art/index.php?art=9&m=1
Moje koty, czy będą norwegami, czy dachowcami, czy jakimikolwiek innymi kocimi stworzeniami, na spacery będą wychodzić w szelkach, bo jestem za nie odpowiedzialna, bo są ode mnie uzależnione, bo są nauczone, że każdemu człowiekowi nalezy ufać, bo ludzie są od głaskania i sypania karmy do misek chociażby.
Ale Dzikunio, złapany jako dorosły dziki kot, po półtora roku mieszkania z Martą nie oswoił się ani trochę!!!!! Tolerował koty, nawet psa (podrzucałam kilka razy Marcie moją sunię, gdy wyjeżdżałam), ale nie ludzi.
Reagująca paniką, osaczona kotka – każda sytuacja, gdy coś trzeba było przy niej zrobic, była niczym katowanie jej, Marta przez cały czas mieszkania z nią Dzikiego starała się jej tego stresu oszczędzić.
Wiem, widziałam, bywałam.
Nawet próba założenia obróżki z identyfikatorem przed wyjazdem na wieś była rzeczą niewykonalną, Marta stwierdziła, ze nie będzie jej stresować i zrobi to razem z podaniem tabletki uspokajającej przed podrózą.
Nie osądzajcie Marty, uogólniając. Co przeżyła ona (i przeżywa nadal) mając wyrzuty sumienia, że stało się to, co się stało…wiedzą ci, co ją znają lepiej, więc nie jest to beztroska radośc typu Dziki z wozu, Marcie lżej.
Jestem pewna, że kotka jest nareszcie szczęśliwa. Nie była szczęśliwa jako kot udomowiany na siłę, mimo dobrych chęci i dobrej woli próby oswojenia jej to była totalna porażka, przykra niestety, ale Marta z czystym sumieniem może powiedzieć: zrobiłam, co mogłam. Starałam się. A odpowiedzialność za kotkę ma nadal, martwi się że szczepienia są ważne tylko 2 lata, że gorzej z odpchlaniem; sposób karmienia i przesyłania karmy zorganizowany…
Marta mieszkając półtora roku z Dzikim..a raczej obok niego, a może z cieniem Dzikiego prędzej…wie co mówi, gdy stwierdza że jest szczęśliwy na wolności. I to jest ten jeden, konkretny przypadek, wyjątek od reguły, odrębny niż tysiące innych historii, mających pomyślne w naszym wyobrażeniu zakończenie: szczęsliwy mruczący na kolankach pańci kotek.