Powiem Wam, że nawet nie mam siły o tym pisać bo mi wstyd. Wczoraj wydarzyła się tragedia, przyjechali do moich rodziców znajomi a my z mężem i Bajzelkiem też byliśmy na wsi. Wyszliśmy na taras i mojemu mężowi między nogami wyślizgnął się Bajzel.
Szukaliśmy go po ogródku bo sobie po nim biegał i bawił się z nami w ganianego. Niestety po jakimś czasie zniknął z ogrodu a ja wpadłam w panikę. Szukałam go wszędzie, jeździłam z mamą po wsi a mąż przeszukiwał kryjówki w ogrodzie. Bajzel boi się mojego męża bo jak on go woła to się chowa i nie wychodzi. Wszyscy już poszli spać i tylko ja zostałam na placu boju. Zaczęłam go wołać po cichu, spokojnie i za płotem usłyszałam ciche miau. Pobiegłam po męża i znaleźliśmy go za płotem na drzewie. Nikomu nie życze takicg przeżyć. Bajzel od rana miauczy w niebogłosy, żeby go wypuścic a ja jestem załamana
