Kochane, ależ wczoraj wrażeń miałyśmy...
Pierwsza runda do lecznicy była dosyć dramatyczna - Mgiełka była bardzo niespokojna w transporterku, płakusiała troszkę, ale prawdziwy koncert zaczął się na miejscu. Koteńka jest bardzo drobna, delikatna i baaardzo trudno było żyłkę znaleźć i krew pobrać. Mgiełka tak strasznie lamentowała, tak walczyła... Ale wreszcie probówki się wypełniły i mogłyśmy na chwilę wrocić do domu żeby cudaczka nakarmić. Na wszelki wypadek kupiłam saszetkę RC, mimo że kici wcześniej nie smakowała. Droga do domu była spokojna, ale też przed wejściem do samochodu poutulałyśmy się odpowiednio

W domu natychmiast podałam miseczkę z mokrą karmą i... udało się, Mgiełka przed badaniami musiała być na czczo i teraz rzuciła się na jedzonko. Zjadła całą saszetkę, poprawiła chrupkami i bardzo zadowolona z życia pokazała mi jak pięknie kotkowi może się odbijać

Odczekałyśmy zalecane 2 godziny i trzeba było wracać do lecznicy (kwasy żółciowe muszą być zbadane na czczo i 2h po jedzeniu). Wyobraźcie sobie, że Mgiełeczka bez protestów pozwoliła się zamknąć w transporterze, przez całą drogę ani razu nie pisnęła

A samo oddawanie krwi po jedzonku było już zupełnie bezbolesne, obie nie zauważyłyśmy kiedy wet zaczął i skończył kłujkowanie (byłyśmy zajęte przytulaniem i tylko kocią łapkę "zostawiłyśmy" do obsługi)

Ciśnienie najedzonej kocinki było takie, że nawet gabinet został troszkę zroszony. Droga powrotna minęła zupełnie spokojnie, a w domu nastąpiło... wielkie żarcie - kolejna cała saszetka RC (dokupiłam), chrupeczki, odrobina wody, a potem hop na brzuch Dużej

Padłyśmy spać, ufff.
Taki mądry ten mój cudaczek, taki dzielny

I tak ufa człowiekowi, tak go potrzebuje
Wyniki powinny nadejść z Laboklinu w okolicach piątku, oby były znakomite!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Aha, na dzisiejsze śniadanko Mgiełka zjadła kolejną, całą saszetkę RC
