Beata, nawet u siebie się poddałam.
Posiłki wezwane, jutro przybywa Pani sprzątająca, ja za to wybywam na uczelnię, jak wrócę będę miała coś koło stu prac do sprawdzenia.
Na razie uprzątam graty z wierzchu, żeby mogła wszystko podomywać i odkurzyć, to znaczy uprzątałam, ale już mi się odechciało.
Tak sobie rozmyślam, czy wybór wolnego zawodu to był dobry pomysł, dziś wstałam o 6, jutro o 7, czeka mnie wkuwanie do egzaminów i milion zaległych tekstów do napisania.
A, przypomniało mi się.
Odbyłam dziś długą pogawędkę z tą panią kioskarką, co już o niej wspominałam. Zaczęło się, że pogoda paskudna, ale że z książką i kotami to fajnie. No i pani na to, że ona ma jednego, ale myśli, czy nie oddać. Wzięłam głęboki oddech, coby zacząć akcję uświadamiającą, ale ciąg dalszy mnie powalił.
Bowiem: kotka się przybłąkała około 3 letnia. Wysterylizowali aborcyjnie. Zaszczepili i wszystkie inne. Weta wybrali po dokładnych konsultacjach i byli już kilkakrotnie. Na osiatkowanie wszystkich okien i balkonu wydali juz coś z tysiąc złotych. Karmią mokrym RC, wożą w szeleczkach, zabawkami obstawili, drapaka nie lubi, przytachali pień z lasu.
No moje koty tak nie mają.
A oddać chcą, bo nocami kota wyje rzucając się na klamkę, wychodzić chce.
Ale jakoś jestem spokojna o jej przyszłość

Prawdziwi mężczyźni nie jedzą miodu, oni żują pszczoły.