Czarna kicia przyszła
Jak strzała leciała
Obok są warsztaty i myślę, że spędziła tam noc. Rano przyszli mechanicy i kicia się znalazła
Złotko nie da się skusić na żaden smakołyk. Nie lubi w ŻADNEJ postaci: mięsa, ryby, wątróbek, podrobów czy nawet wędlin. Mleko czy śmietankę czasami liźnie. Liźnie też sam sosik z kitekata czy whiskasa. Nie lubi pasty odkłaczającej, kocimiętki, kabanosków ani innych kocich przysmaków.
Je suche i pije wodę. Ma stałe miejsce do jedzenia, podanego metr dalej nie ruszy.
Raz, w przypływie rozpaczy zagoniliśmy ją pod łóżko. Część zasłoniliśmy poduchami. Jedyną drogą ucieczki był transporterek. Próbowała przecisnąć się przez trzycentymetrową szparę między łóżkiem, a ścianą i tak rozdzierająco serce płakała ze strachu, że nie byliśmy w stanie kontynuować
Ja jestem na nią zbyt wolna
Podchodzi do mojej wyciągniętej ręki, zagląda mi do łóżka, miło sobie rozmawiamy, sama przychodzi poprosić o zabawę sznureczkiem i fajnie się bawimy. Niby się nie boi, ale dystans jak trzymała, tak trzyma
Od głaskania Sreberka (jej mamusi) ręce mogą ze zmęczenia odpaść, a ona dalej nic. Ma swoje ukochane Sreberko i Fortunkę i to jej wystarcza.
Indywidualnej terapii nie mogę przeprowadzić, bo reszta stada ZAWSZE przychodzi i wtrąca się do rozmowy

Jak je zamknę w drugim pokoju, to tak protestują, że dalej nie ma warunków do rozmowy i tylko powodują zdenerwowanie u Złotka.
A teraz jeszcze Agatka wszystkiego najbardziej ciekawa, bo wszystko jest dla niej nowe i ciekawe. A szczególnie to, co ja robię. I przekichane.
Złotko do klatki-łapki nie wejdzie.
Kurde. Podbierakiem by się dało
