» Sob paź 18, 2025 22:03
Re: Nulka, goście i Nanuk.Who is who? Gdzie jest Felicja???
Matko i córko - co za historia...
Naprawdę - tu już chyba los postanowił zaingerować nie mogąc patrzeć na to co ta cała szefowa fundacji wyczynia - bo taki zbieg okoliczności że w chwili gdy byłyście w tej akurat lecznicy kobita z Felicją się w niej też akuratnie zjawiła, Monika ją poznała (mogła nie zauważyć) i za nią poleciała... Niesamowite - ale widać że ten los Wam sprzyja. Bo była to sytuacja z gatunku - szansa jedna na milion. A jednak dla Felicji, Waszą determinacją udało się Wam w nią trafić. Tu naprawdę los musiał sie wmieszać, nie ma opcji że nie...
Czyli teraz jest już pewne że Felicja żyje, nie zwiała, ma się doskonale fizycznie.
Za to szefowa Fundacji (?) zachowuje się dziwacznie, maksymalnie utrudniając kontakt ze sobą, odcinając Was od informacji, nie oddając kotki, zwyklej (nie jakiejś nietypowej, może rasowej, o niezwykłej urodzie która by ją powaliła na kolana i w rezultacie adoptowałaby ją - co można by jakoś zrozumieć), nie do końca oswojonej, wolnożyjącej koteczki która ma gdzie wrócić, ma gdzie bytować, a tak naprawdę brak zębów (o ile ona nie ma zębów) u kota zaopiekowanego, na bezpiecznym terenie nie jest przeciwwskazaniem do powrotu - powrót jest o wiele bardziej działaniem na korzyść tego kota niż siedzenie w klatce czy w kociarni "na wieki". Brak zębów jest o wiele lepszym stanem u kota żyjącego tak jak Felicja niż chore zęby - jakie ma większość kotów kilkuletnich wolnożyjących i wychodzących.
Przede wszystkim Wy deklarujecie wszelkimi metodami że chcecie Felicję odzyskać, że chcecie wiedzieć co się z nią dzieje.
Felicja nie została odebrana interwencyjnie ze sznurka spod stodoły jak się domyślam.
I mimo zalewu kotów potrzebujących pomocy bo to dla nich kwestia życia i śmierci - fundacja (?) praktycznie porwała (bo oddałyście ją tylko na kastrację) koteczkę odcinając Was od niej totalnie - nie próbując nawet rozmawiać na temat tego że może lepiej dla niej byłoby coś tam.
Łącznie z ucieczką pracownicy/wolontariuszki na Wasz widok.
Czy im wszystkim się tam rzuciło na mózg?
Czy to kolejna Fundacja której szef/owa weszła w tryb chorej misji, odbierania, upychania kotów po kątach z zaburzonym postrzeganiem tego co dla nich dobre, w dziwnym, nierealnym poczuciu że tylko pod ich skrzydłami będą szczęśliwe i im wiecej ich tym lepiej? A dotychczasowi opiekunowie którzy zgłosili się do niej po pomoc dla kota np. w temacie kastracji to zło wcielone? Które na odległości kija trzeba trzymać?
Ja bym chyba podeszła do lecznicy tej w której byłyście, niczym już nie ryzykujecie - może akurat uda się czegoś dowiedzieć, a nawet jeśli dojdzie to do szefowej fundacji to tym lepiej, niech wie że jesteście zdeterminowane i nie odpuszczacie, że łatwo z Wami nie będzie. Bo chyba szans na załatwienie po dobroci i tylko między Wami (Wy i szefowa) tej sprawy nie będzie za dużych...