dzidzia pisze:No właśnie co tu tak cicho? Co słychać u maluszków? Jedzą już same? A jak mamunia?
Ha ha ha.Jeśli ktoś myśli,że posiadanie kociąt, to szczęśliwe chwile
spędzane na obserwacji i zabawie z maluchami, myli się całkowicie.
Kocięta to przede wszystkim sprzątanie, mycie kilkunastu miseczek,
dawanie żarełka, pilnowanie aby każda mordka jadła ze swojej michy,
sprzątanie kuwety, chwila zabawy, sprzątanie i tak dalej...
Wczoraj uparłam się na gruntowne sprzątanie i wyrzuciłam mamę
z dziećmi na pokoje.Sprzątanie w ich obecności niemożliwe.
Jeśli chodzi o kocięta, to moje koty przyjęły je ciepło, zresztą już
je znały.
A mamusia będąc sama przyjażnie ustosunkowana do kotów, też nie
wywołała jakiegoś wrogiego poruszenia.A to, ze Miś czy Stella trochę
burczały, nie robiło na niej wrażenia, bo tego nie słyszała.
Śmiesznie wyglądało, jak przyjażnie gruchała do Stelki, gdy ta warczała
jak mały piesek.
Kociaki jedzą aż im się uszy trzęsą, choć czasem muszę przekonywać
Toresa, że to co dziś jest w miseczce jest tak samo smaczne jak wczoraj.
Jedynie Poli nie mogłam nauczyć samodzielnego jedzenia, aż tu ona sama się nauczyła,
jedząc z miski mamy.A jak już się nauczyła, to potrafiła
odepchnąć mamę od miski.
Pola to w ogóle jest łobuziara i chłopczyca, najodważniejsza z całej
czwórki, choć lubi przytulanki na kolanach.
Największy jest Perkuś, to olbrzymie chłopisko

, coś mi się wydaje,
że jak je będę wydawać, to będą całkiem dorosłe kociska.
Parę fotek, które wczoraj przy okazji zrobiłam, dziś postaram się też coś cyknąć.



Pufcio oczywiście przyjął je z "otwartymi łapami".


Balu się przywitał i cały czas obserwował czy małym nie dzieje sie coś złego.












Myszeńk@ pisze:...
Kotiko, czy dom dla kociąt dalej niż w Trójmieście nie byłby problemem? Pytam, bo pokazałam koledze ze ... Szczecina te koty-pięknoty ...
Myślę Myszeńk@, że wolałabym w pobliżu, ale gdyby to był super domek, to można rozważyć,
bo nawet dając w pobliżu, nie mam gwarancji, że to dobry dom.Marzeniem moim są dwa dwupaki.