Po deszczach w końcu następny weekend na wsi za nami

. Kociska jak tylko dojechały, wybiegły i zaczęły obchód. Zabawnie to wygląda, gdy idą wzdłuż ogrodzenia, sprawdzając "włości" krok po kroku.
Moherowy dłuższą chwile zabawił w hortensjach:
Sybirek szedł w drugą stronę i w końcu zeszli się przy narkogrządce. Kocimiętka rosła poprzednio wzdłuż rabatki, ale ponieważ tarzając się w niej Moher gniótł inne rośliny, zrobiłam poletko koło studni. Przesiedzieli tam ponad godzinę

- nieszczęśliwi, bo zdążyłam podlać i było mokro:
W sobotę przyjechali goście i Sybirek dostał kolegę. Kolega ma 12 lat, jest synem mojej przyjaciółki i jest kompatybilny z kotami

. Zawsze pięknie zajmował Sybiego i Mohera w Krakowie, ale wsi przeszedł sam siebie

. Przez cały dzień rzucał piłeczką i opadłymi jabłkami, wymachiwał gałązkami i dopieszczał. Piękna sobota: goście samoobsługowi, koty i dziecko zajęte - poza jedzeniem nic od nas nie chcieli, więc można było leniwie grzebać w ziemi, oglądać roślinki i gadać

(ja z koleżanką) oraz iść na grzyby (TŻ-ci). W tym szczęściu nikt o robieniu zdjęć kotom i Marcinowi nie pomyślał

, ale dwudniowa powtórka za 2 tygodnie

.
Wieczorem, po zgarnięciu futer do domu, musiałam zapewnić im jakąś rozrywkę, więc po sprawdzeniu, czy do niczego się nie przykleją, otworzyłam wejście na piętro. Po godzinie, gdy się nie pojawiały, poszłam zobaczyć, co porabiają.
Sybir zwiedzał dokładnie:
(I tu imageshack odmówił wspólpracy...)

cdn.