Wstałam z rana niewyspana.Wreszcie po burzy ,troszeczkę jest czym oddychać.Wiewióry na noc przyszły do mnie.Kacperek był przestraszony,ponieważ pioruny waliły jak w tropiku.Natomiast mała "Wiedźma "nic sobie z tego nie robiąc siedziała na parapecie przy otwartym oknie i oglądała ciekawe dla niej zjawisko.Zasnęły Rudziaszek na fotelu,a mała ze mną w nogach łóżka. O godz. 4,30.

obudził mnie niesamowity ból.Czarna larwa mościła się na mojej twarzy.później na rękach i piersi.

Znów wyglądam jakbym miała chorobę dermatologiczną.A jak to przyjemnie szczypie każdy kociarz wie

Muszę poprosić Daniela ,by w weekend poobcinał im szpony.Kacperek też ma dosyć zabiegów i wczoraj mnie podrapał.Jeszcze tylko do soboty i kończymy zakrapianie.Zostanie obserwowanie,czy organizm da radę sam zwalczyć do końca to badziewie.
A co to jest szczęście.Pytanie do Busia i sygitki,bo nie pamiętam

No może dla mnie na dzień dzisiejszy to zdrowie kotów i nie zamartwianie się,czy na wszystko wystarczy.I żeby leczenie zwierząt było tańsze ,a leki nie na 100 %..Przecież to " Bracia Mniejsi " w/g Biblii.Więc jako tak strasznie katolicki Kraj ( hmmmmm.... ) to może powinny być ubezpieczone

Nie wiem ,czy dobrze kombinuję,czy niewyspanie padło mi na mózg.
