» Nie mar 17, 2013 12:50
Re: Morgan i Tinka. Ciastus [*] Haskell [*]
Ale jak to mozliwe, ze to wszystko tak szybko, w ciagu jednego dnia? Rano dziwnie chodzil i nie przyszedl do miski. Zlapalam go, mimo ze uciekal, ten jego oddech mi sie nie spodobal. Myslalam ze moze sobie cos stlukl, zle skoczyl z z belki czy cos. Pojechalam do weta, od razu, mimo ze pisaliscie zeby obserwowac. Jedyne czego nie zrobilismy to badanie krwi, bo zle chodzil i wetka szukala w kierunku mechanicznego uszkodzenia. Wtedy mial jeszcze sile, TZ musial pomoc przy rentgenie, mnie solidnie uzarl przy wkladaniu do transportera. Dostal metacam, i zakaz wspinania. Wlasnie mialabym podawac druga dawke, jesliby mu sie nie poprawilo. Umiescilam go w biurze, dostal tam reczniczek do lezenia, pozniej tez transporter. Nie jadl, nawet sosiku nie wylizal. Domyslam sie ze nie pil. Kolo drugiej zazdzwonilam do szpitala, dlugo gadalam z lekarzem, kazal obserwowac i rano albo przywiezc kota do naszego weta, albo do szpitala. Po czwartej ja poszlam sie wykapac, TZ jeszcze do niego zajrzal przed pojsciem spac. I przybiega do mnie ze Haskell krzyczy. Momentalnie sie ubralismy i pojechalismy do szpitala. Mielismy nadzieje, ze skoro to wszystko tak szybko sie dzieje, to pewnie cos zjadl, sie zatkal, wiec trzeba bedzie robic operacje. Kota zabrali, nas zostawili wypelniac papiery, i zesmy czekali. A potem przyszedl doktor, z wielka strzykawa pelna zoltego plynu - z brzuszka Haskella. A potem juz niewiele pamietam.
Ciastusiu i Haskellku [*]