Problem w tym, że nie bardzo mogę, nie umiem, nie wiem co to odpoczynek, brak stresu i relaks - w tym życiu to nie realne. Nie w tych warunkach w jakich żyję. Nie jestem w stanie tego zmienić choć o niczym innym nie marzę i nie myślę. Ale nie mam za co. I się nie zanosi...Na feliway już mi kasy nie starczy...

Nakupowałam neutralizatorów za...albo wolę nie pisać. Dużo.
W tym tygodniu - na wszelki wypadek - łapię mocz Mietkowi - o ile sobie pozwoli bo ostatnio ciężko. Coś się zmieniło bo moczu jest znacznie mniej objętościowo - oby nic poważnego się nie działo.
Jutro jedziemy z dużymi kotami na morfologię - mam nadzieję, że teraz będzie choć troszkę lepiej i z leukocytami i z rozmazem. Małego tez weźmiemy żeby wetka osądziła czy strupki to grzybek czy po prostu strupki. Na pewno sucha dietka i trillac pomogły na tyle, że maluch nie ma już brzuszka balonika.
A pojutrze wycinamy guzek Thorce. Bez narkozy - więc pójdzie szybciutko i w miarę bez zbędnego obciążania psa. Mam nadzieję, że wszystko zdążę załatwić w tym roku i że w końcu usłyszę, że jest ok...bo wyć się chce.
Z miłych rzeczy - dostałam dziś fotki Rysiątka, które... sama nie wiem ile to już minęło...zawiozłam do jedynej karmiącej kotki jaką znalazłam przez forum (na drugim końcu Polski)...piękny, majestatyczny, ogromny kocurro...to już nie mały Ryś tylko prawdziwy Rychu

Uwielbiam dostawać zdjęcia szczęśliwych kotów
PS. Kuwetowa to brzmi dumnie
