kinga w. pisze:Udało się!! LEJE!!
niepokoję się, czy chodzi o Kłaka czy o Ciebie
Gratuluję
Przepraszam za milczenie. To przez pracę. Nie dosyć, że fura roboty, to jeszcze przenosiłam się ostatecznie do własnego pokoju w pracy.
Z Milusią trochę lepiej, ale jeszcze wczoraj było bardzo źle. Na tyle, że wetka
natychmiast zarządziła kurację zylexisem. I chyba się udało, bo po pierwszej dawce już dzisiaj gil w dużym stopniu zwalczony. Trochę się niepokoję, bo Milusia albo zaczęła mniej jeść, albo ja jej więcej daję. Nie wiem. Muszę obserwować.
Jutro lecimy na kolejną wizytę i drugą dawkę zylexisu. Nie wiem, jakim cudem, ale wetka cały czas pamięta przebieg wyprowadzania Milusi na prostą po przywiezieniu jej do mnie z Katowic. I gdy zaczęłam zrzędzić na słabą odporność koteczki zwróciła mi uwagę, że to jej pierwsza poważna infekcja po tamtym leczeniu zapalenia płuc z wiosny 2007 roku. Więc nie jest źle.
Przy okazji wetka wczoraj zajrzała w książeczkę zdrowia na stronę szczepień i znacząco popukała paluchem w datę ostatniego. 2007 rok

Mamy zaplanowane działania naprawcze Szczypiorów. Po wyleczeniu Milusi czekamy chwilę, czy któryś inny Szczypiorek nie złapie gila, potem odrobaczenie i pielgrzymki szczepieniowe. Chyba będzie taniej wstawić sobie do lecznicy jakąś kanapę i tam nocować.
Minęło już kilka tygodni, a u nas ciągle wspomnienia po Cycku. Femcia nauczyła się od niego wykradać mięsko z otwartej puszeczki stojącej w kuchni na bufecie.
Ze mną, niestety, ciągle nie najlepiej. Nie mogę się pozbyć suchego, męczącego kaszlu, a dzisiaj w czasie porannego prysznica nagle poczułam koszmarny ból w plecach po prawej stronie. Nie mogłam sie wytrzeć, doczołgałam się prawie do kuchni, żeby łyknąć tabletkę rozkurczową i dopiero jak poleżałam ze 20 minut byłam w stanie zrobić cokolwiek. Potem sie rozchodziłam i rozruszałam, ale dalej boli bardzo. Jutro chyba poproszę wetkę o osłuchanie i jakiś antybiotyk. Dzisiaj natomiast kupiłam tabletki na kaszel. Coś jak flegamina, tylko tańsze, bo nie reklamowane.
W aptece, w której zawsze kupuję lekarstwa i parafarmaceutyki (mam tam kartę), pan pamięta mnie już z nazwiska i co kupuje najczęściej i że przeważnie przychodzę z receptami od wetki

Ostatnio tydzień temu, gdy nie było moich tabletek hormonalnych, poprosił, żebym przyszła następnego dnia, to już będą. Gdy weszłam do apteki, od razu poleciał po nie, pamiętał, że dwa opakowania i przy wbijaniu na kasę, nie zapytał o nazwisko do karty klienta

Pora umierać.
W pracy zmieniłam router na bezprzewodowy i teraz całe dnie chodzę i się nadziwić nie mogę, jakim cudem kabelków nie ma a internet jest. Dla mnie niepojęte

Pan od internetu uprzejmie się uśmiechnął, jak zapytałam, czy naprawdę bez kabelka będzie działać i że najpierw muszę sprawdzić, bo nie wierzę.
Aa, zapomniałam, że jestem Wam winna opowieść o ukradzionym internecie

Napiszę sama, zanim Marcelibu straci cierpliwość i sama mnie tu obsmaruje, zołza jedna.
Otóż w ramach przeprowadzania się do swojego pokoju zaniosłam laptopa i podłączyłam do sieci. A netu nie ma

Pomyślałam, że może w czasie remontu coś wpadło do gniazdka i pogrzebałam gwoździkiem, ale bardzo cienkim. Dalej nic. No to chwyciłam za telefon i dzwonię do naszego pana serwisanta. Mówię jak do człowieka, że internetu nie ma. A on na to, co to znaczy. No wkurzyłam się. Mówię przecież, że prawie nie ma, bo jak wyjmuję z gniazdka kabelek, to laptop pokazuje, że kabel sieci odłączony, ale jak wkładam na powrót, to netu nie ma. Tylko gg na chwilkę się pokazało, ale zasadniczo nie ma. Więc net trochę jest, a trochę nie ma. Nic człowiek nie zrozumiał. Powiedział, że przyjedzie. Przyjechał, szuka, szuka i mówi, że jak dla niego, to wszystko jest w porządku. Czyli że net trochę jest, ale właściwie go nie ma. Przypomniało mi się wtedy o tym gwoździu i się go pytam, czy jeśli troszkę tam pogrzebałam w tym gniazdu, to mogłam zepsuć. Spojrzał na mnie lekko nieprzytomnym wzrokiem i już nigdzie nie zaglądał, tylko powiedział, że następnego dnia przyparuje z nowym gniazdkiem
No i to cała afera z internetem. Jak opowiadałam Marcelibu, to ona się prawie posikała, ale to pewnie dlatego, że na starość jej zwieracze zardzewiały.
