Rudinek został wczoraj wykastrowany. Byłam u weta na zastrzyku i wet stwierdził, że możemy go ciachnąć nawet od razu, więc... szybka decyzja i Rudi poszedł na zabieg. Szczerze mówiąć, to poźniej strasznie się denerwowałam i wyrzucałam sobie, że za szybko taką decyzję podjęłam, że nawet nie dopilnowałam, żeby kocio był na czczo itd itp No i pozostałe koty kastrowałam na Białobrzeskiej...
Na szczęście wszystko poszło dobrze, Rudi szybko się obudził. Miał nie jeść, ale był głodny jak wilk, musiałam mu dać jeść.
Pierwsze co zrobił, jak się dobudził, to nalał centralnie na kocie posłanko

Podłamałam się... ale mam nadzieję, że to dlatego, że to było dopiero co po zabiegu i jeszcze mu te hormony nie wywietrzały z głowy...
3 pozostałe koty nadal warczą i fukaja na Rudiego. Mam nadzieję, że za dwa-trzy dni ten zapaszek od niego już nie będzie wyczuwalny i wtedy się wszystko unormuje... Ja już strasznie pokochałam Rudinka!!! A moje koty jakoś nie bardzo... Rysiek to ciągle do niego podchodzi i wali go łapą po głowie i syka na niego. Mefisto i Nikitka starają się go unikać, ale jak wejdzie im w drogę, to też jest scena... Martwi mnie to strasznie, bo wydawało mi się, że już wszystko idzie ku dobremu.
Ojciec się wścieka, że koty się gryzą, że zapaszek czuć, wszędzie mu śmierdzi kotem... A obiecywałam mu, że nie będzie żadnych problemów..
Proszę o kciuki za poprawę sytuacji, marzę o tym, żeby koty się dogadały, żeby Rudi przestał sikać i żeby wszystko było już OK!