Przepraszam, że w poniedziałek dopiero, ale wiosenne porządki mnie pochłonęły ( patrz - zjadły niemal

), a mam w domku dodatkowo niezłą brygadę szczekajacych inaczej

- o tak to mniej więcej wygląda

domagających się pieszczot, jedzenia, rozmawiania, przytulania i znów jedzenia, mruczenia itd.
Nie dałam rady dojechać do Tygrysia w sobotę, byłam wczoraj. Tygryś obwarczał mnie za nieobecność, odpowiednio się pokajałam ( słownie+wołowinka+indycza wątróbka) i zostało mi to wybaczone, sądząc zarówno z ilości pochłoniętego jedzonka

, jak i z przytulania się do mnie, kiedy miałam Tygrysia na rękach.
I nigdy już nawet nie wspomnę, ze Tygryś to nie do końca kot domowy.
W drugim pomieszczeniu w klateczce była chora

kotka DOMOWA

, też taki tygrysek, jak moje szczęście. Z tym, że to była prawdziwa tygrysica, wet z trudem, a właściwie z narażeniem życia, włożył jej do klatki jedzenie. Ponieważ przywiozłam Tygrysiowi, oprócz domowego, też saszetki, poczęstowałam dziewczynę, bo miała tylko suchy pokarm. Może gdybym była sama lub wet sam, ale na widok naszego duetu z miseczką w ręku tygrysiczka wydała z siebie takie dzwięki, jakich naprawde w życiu nie słyszałam ( a niejeden horror obejrzałam

).
Tygryniu - tyś kot naprawdę domowy
Dzisiaj idę do mojego szczęścia - mamy dzisiaj gotowaną pierś z indyka z odrobinką oleju lnianego. To wzmacniający olej, zalecany szczególnie przy nowotworach. I smakuje fajnie - bo właściwie nie smakuje
I wezmęTygrysia na spacer, bo we Wrocku juz wiosna pełną buzią.
Dzisiaj też zadzwonię po wyniki - wet Marek nie dzwonił w sobotę, zatem jeszcze ich nie było.
Jeśli będą - to niezależnie od ilości zajęć na pewno je dzisiaj wpiszę.