Krótki update przed i wtrakcieświąteczny:
Święta upływają nam pełne emocji i ZDARZEŃ
Zdarzenie numer 1: w poniedziałek lepię sobie uszka do barszczu w kuchni, rozglądam się w międzyczasie po mieszkaniu, gdzie to się mój kotek schował. Z satysfakcją stwierdzam, że kotek leży sobie na skórzanej ławie w jadalni i się chilluje. Wracam do lepienia.
Zaglądam do jadalni i co widzę? Kotek pod ławą, a na ławie zostawił wielkiego przedświątecznego pawia z trawą

Na ukochanej ławie TZta, na punkcie której wyżej wymieniony dostaje regularnego pierdolca, nawet jak kropla wody na nią spadnie

Cóż było robić, pawia wytarlam i postanowiłam się nie przyznać ze to my, choćby pazury zrywali...
Następnego ranka ślad po pawiu magicznie wchłonął się w ławę i zniknął... Uff...
Zdarzenie numer 2: Boże Narodzenie, zamieszanie cały dzień, rodzina TZta, moja rodzina w kawałku, reszta na Skypie. Wieczór, ciemno. TZ lekko świątecznie napruty krąży pomiędzy kuchnią i balkonem, co raz wynosząc jakies garnki na zewnątrz na zimno. Kotek był, nagle nie ma. Pomyślałam, ze pewnie poszła na górę do kuwety czy w jakimś innym celu... Gadam z mamą na Skypie, nagle odwracam głowę do okna i co widzę? Jakiś kot na parapecie na naszym balkonie... Patrzę uważniej... Kurna, to NASZ KOT przyklejony do szyby z oczami jak pięciozlotowki!!! TZ zamknął ja na zewnątrz na dobre pół godziny! Nie zauważył ze wysliznela sie na balkon razem z nim... On taki przeciwnik wypuszczania kota na dwór
Dobrze, że nie było zimno... I przynajmniej teraz wiemy, że mała daleko nie odejdzie... Moja biedna świąteczna sierotka sama na zimnie
Ciekawe, co nam 26 grudnia przyniesie, już sie boje...