Ostatecznie po namyśle i po rozmowie z wetem podjęłam decyzję, że narazie zawieszam leczenie. Wiem, decyzja jest dyskusyjna, jak i każda inna by była. Ale to łapanie Filuni jest dla niej tak stresujące, że z samego tego może jej spadać odporność. Będę ją uważnie obserwować. Jest w cieple, w kuchni jest w tej chwili najcieplej, Filunia zdaje się najchętniej leży na podusi przy piecyku i wygrzewa się (czasem zauważę zanim zdąży na mój widok uciec). Apetyt ma świetny, dziś przy święcie była pyyyyszna wołowinka, i obie panienki wsuwały aż miło (reszta stada też

). Mała Mi je normalnie, na kredensie, zanim jej dam, to pcha się pod ręce jak kroję. Filunia bardziej ukradkiem, pod półkami, ale nawet w pobliżu mnie. Ona zanim jej dawałam leki (prawie dwie doby) to już nawet nieśmiało prosiła o głaski. Teraz... ucieka

. Muszę na nowo wzbudzić w niej zaufanie.
Babunia już nie rujkuje i na środę na 9.30 jesteśmy umówione na zabieg wycięcia guzka, potem histopatologia. Boję się. Baaardzo proszę o magiczne, forumowe kciuki.