Dzisiaj tylko krótka (opisowo) relacja, bo padam z nóg. Obiecuję, że jutro wejdę na Wasze wątki i nadrobię zaległości.
Jeśli chodzi o Malagę, nastąpiła mała zmiana - teraz kicha już bardzo sporadycznie, ale z kolei dlatego, że nie kicha, ta wodnista wydzielina zaczęła mu zapychać nos. Kupiłam w aptece gruszkę dla niemowląt (chociaż na nozdrza kota i tak jest trochę duża) i w miarę możliwości staram mu się tę wydzielinę usuwać. No i poza tym zaczął też dzisiaj "płakać" z oczek - ma je bardzo zaszklone i ta woda też mu z nich leci - dosłownie jak zamknie oko to mu takie łezki lecą. Zaparzam świetlik i mu je przemywam, mam nadzieję, że pomoże. Zauważyłam tylko, że jedna łezka poleciała mu dalej po pyszczku i teraz ma od kącika oka w dół taki brzydki czarny naciek - mam nadzieję, że jak futerko wyschnie w tamtym miejscu to ślad zniknie.
W sumie plus tej sytuacji jest taki, że przy kichaniu nie mógł w ogóle spać, a teraz jak zaśnie to wiadomo, organizm sam za niego oddycha, więc ten przytkany nos mu wtedy nie wadzi.
Za to dzisiaj - w końcu - zaliczyliśmy wycieczkę do Porąbki!

I akurat miałyśmy ogromne szczęście, że w momencie gdy wychodziłyśmy z domu zawitał kurier z paczką, a w niej m. in. Feliway, więc mogłam go jeszcze użyć.

Prysnęłam do transporterów i potem w samochodzie, i powiem Wam, że po kilkunastu minutach jazdy naprawdę zauważyłam różnicę - Mały nie płakał w ogóle, leżał spokojnie w transporterze, a Malaga jeśli pomiaukiwał, to raczej cicho, a głównie też milczał - ten mój samochodowy krzykacz.

Byłam naprawdę w pozytywnym szoku, bo jazda minęła nadzwyczaj relaksująco.

Nasze stałe miejsce w lesie nad wodą na szczęście było wolne, więc co - koty na smycze i pochodziły sobie po brzegu, pozaglądały pod wszystkie kamienie, zjadły z apetytem dwa posiłki, a w międzyczasie drzemały na kocu lub zamknięte w transporterach.
Wycieczką były zachwycone, bo nie chciały wracać, my zresztą też nie, bo nad wodą kompletnie nie czuć upału i bardzo miło było zażyć takiej kąpieli słonecznej.
Foto-relacja:
Widziałem jaszczurkę, najprawdziwszą!
(Faktycznie, prawie ją upolował, ale szczęściara zdążyła zwiać w krzaki
)
Tu z kolei Pinelli ostro się na "coś" najeżył, ale z mamą nie mamy pojęcia jakiego cosia wypatrzył w krzakach

Leśny portrecik
Malaga eksploruje
Nie szło go zgonić ze słońca, mimo że po chwili dyszał jak lokomotywa
A tu Malagito pilnuje stanowisk wypoczynkowych
Wygrzewam schorowane kości!
O ten konar w tle chłopcy sobie chętnie ostrzyli pazurki
Wyleguje się Malaga:
I Pinuś też się wyleguje:
A tu wspólne poszukiwania przygód

No i na koniec - chłopcy chwilę po powrocie do domu i wypuszczeniu z transporterków...

Czyli wycieczka się udała.

Wyjechaliśmy ok. 10 i do domu wróciliśmy o 19, gdzie podróż w jedną stronę zajmuje pół godziny, więc naprawdę sporo czasu spędzili na świeżym powietrzu.
Jak pogoda pozwoli to powtórka w czwartek.
No, to tyle tej "krótkiej" relacji.
