Pisalam juz w innym watku, ze zastanawialam sie nad otwarciem drzwi do "wielkiego swiata" dla moich kocich.
Kilka dni temu zaczely wychodzic, i bylo ladnie pieknie. Sissi biegala po trawce na i za podworkiem, zas Toto wychodzi tylko na chwilke, potem przeglada pietra i piwnice, i wraca do domu. Niespecjalnie ciagnie go do natury, chociaz wychodzic na schody lubi i chce.
Dzisiaj jest piekna pogoda, wiec znow poszly na spacer. Misiaczek, jak zwykle, wrocil po chwili, zjadl, i zaczal rozgladac sie za Sissi.
Czekalismy na nia 2 godziny. Zaczelam sie mocno niepokoic, i co chwile wygladalam na schody. Toto siedzial na oknie w kuchni, i rowniez wypatrywal. Ngdzie jej nie widzielismy, chociaz miala w zwyczaju pojawiac sie co chwilke na podworku.
W koncu ubralam sie, i wyszlam na poszukiwania.
Zeszlam schodami z podworka do parkingu, i juz mialam zamiar udac sie za wzniesienia, i szukac jej na sasiednich podworkach, kiedy dobiegly mnie nieprzyjemne dzwieki...
Po chwili zobaczylam Cesarzowa, ktora, walczac z nieznanym mi kocurem, wyrywala sie w kierunku domu. Szamotaly sie strasznie, Sissi piszczala, syczala, i wydawala przerazliwe dzwieki. To samo kocurek, ktory jednoczesnie szarpal ja niemilosiernie.
Zaczelam biec w ich strone, a Siss w tym czasie przewrocila sie, padla na grzbiet w skalnym wylomie, i zostala zaklinowana przez kocura.
Wyla na cale gardlo, naprzemian z groznym prychaniem.
Kiedy zobaczyly mnie (ok.5 metrow), kocur zwatpil, i Cesarska smignela z pulapki. Biegla do domu jak rakieta, ze skulonym ogonkiem i uszami pod soba.
Wpadla do przedpokoju, i rozlozyla sie jak dluga na podlodze. Sapala i trzesla sie jak galareta.
Bidulka, uciekala do domu, moja malutka...
Nie wiem, jak dlugo walczyla, ale jest mokra, brudna, i bardzo przestraszona. Drzwi wyjsciowe poki co omija szerokim lukiem.
Dlugo myla futerko, a potem rozlozyla sie znow na podlodze obok mnie.
Toto siedzial przy niej z opadem szczeki.
Ten opad szczeki to powaznie. Rzadko mu sie to zdarza, a wyglada tak, jak wygladala Bestia w filmie Disney`a, kiedy zobaczyla swa czupryne ufryzowana przez Swiecznik.
Teraz pojadla, i schowala sie za kanapa.
Musial ja ten kocur niezle wystraszyc.
Czuje, ze igram z ogniem, i musze sie znow zastanowic, czy pozwolic im wychodzic.
Wiem, ze te walki wygladaja i brzmia straszniej, niz sa w rzeczywistosci, ale wygladalo to naprawde nieciekawie.
Widze teraz, jak niewiele wiem na temat stosunkow miedzykocich.
Czy ten kocur moglby ja powaznie poturbowac, czy to tylko straszenie, w ramach obrony terytorium?
I czy mozliwe, ze kocur niekastrowany, i zaistnialo miedzy nimi nieporozumienie...
Czy samce sa bierne w tych kocich godach, a samice decyduja, czy tez moze zdarzyc sie napastowanie kotki przez kocura?