Doszliśmy z rodzicielką do wniosku, że Modrzewiowi trzeba obciąć pazury. Są sporo za długie (szczególnie przy tylnych łapach), bo Modrzew takiego wynalazku jak drapak nie uznaje (inna sprawa, że ostatnio drapak się rozwalił - i to bez ingerencji kota...). Pewnie to jest przyczyną zadrapań przy uszach (a ostatnio na uszach też), no i ciężko Modrzewiowi polować na sznurówki na wykładzinie, bo zaczepia się o nią pazurami. Tak więc dziś zaopatrzyłem się w konieczny sprzęt (gilotynkę) i do dzieła.
Pomysł był niemal doskonały...
Gdyby nie to, że Modrzew BARDZO, ale to BARDZO nie lubi obcinania pazurów.
Pierwsza łapa (przednia) jakoś poszła, bo Modrzew nie bardzo się orientował w sytuacji. Z drugiej (też przedniej) udało się obciąć trzy i to w trzech ratach.
Nic na niego nie pomaga, trzymanie, zawijanie w koc, nic. Ma bestia tyle siły, że jak go nie trzymać i tak w końcu wyskoczy.

Jutro albo pojutrze kolejna próba. W planach - dokończyć tę przednią łapę. O tylnych na razie nie myślę...
Modrzew nie zniósł tego najgorzej. Dwa razy da się go zawinąć w koc, za trzecim - wyrywa się i wije tak, że nie ma szans nawet go utrzymać. Przy kolejnej próbie złapania - pacłapki. Ale chwilę później (szczególnie jak mu dać jeść...) to już normalny kot, nie chowa się (choć spodziewałem się, że będę musiał go szukać za tapczanem, albo wyciągać spod kołdry), nie atakuje, a po jednej próbie, w czasie przerwy regeneracyjnej

, bez problemu przyszedł do mnie na głaski. Czyli nie jest źle.
PS.: Nie kupujcie gilotynek do pazurków. Mimo zapewnień sprzedawczyni słabo tną, a pazury się od nich strzępią. Może jakiś droższy lux-model jest OK, ale najsprawniej idzie zwykłym, "ludzkim" obcinaczem do paznokci.
PS2.: Tekst matki na widok Modrzewia pijącego wodę z kranu w kuchni:
I pomyśleć, że jak kiedyś słuchałam, jak koleżanka z pracy opowiadała, że jej psy piją wodę ze zlewu w kuchni, to mnie szlag miał trafić...
